Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

z tego świata. Ale wraz z tem pojawiały się też, nikłe i rzadkie coprawda, symptomy pewnego erotycznego, prawie-że podświadomego jej lekceważenia. To oczywiście widziała jasno Irina Wsiewołodowna i cierpiała i wściekała się coraz bardziej w niepokonanych sprzecznościach: prawdziwa miłość walczyła poraz-ostatni na gruzach tego cielska z dawnym demonem z młodych lat. W istotniejszem zbliżeniu Zypcia do księżnej pomogło też nagłe zdemaskowanie się w najbliższej rodzinie wstrętnych mu właściwości duchowych, w związku z utratą majątku i stosunkiem do zmarłego ojca. Ona przynajmniej wolna była od materjalnej meskinerji — miała w sobie coś z szerokiego bezkresu, coś jak oddech pustyń mongolskich, z których pochodzili jej przodkowie, potomkowie Dżyngischana.
Ale wszystko to odbywało się jakby nie na tym świecie, tylko gdzieś daleko, za tajemniczą przegrodą, która była jednak w nim samym, a nie w zewnętrznej rzeczywistości. Nie był sobą w tem wszystkiem. Ze zdumieniem pytał się siebie: „jakto — więc to ja jestem i to jest moje jedyne życie? Tak właśnie upływa, a nie inaczej, wśród miliarda możliwości? I nigdy, nigdy już inaczej — o, Boże“. Zawalał się w jakąś przepastną norę, suterenę, podziemie kaźni więziennej, gdzie królował suchy, wieczny, dławiący ból „takości“ („a nie inności“). I nie było stąd wyjścia. „Życie jest jak rana — którą zapełnić można tylko rozkoszą“ — coś takiego mówiła mu poraz niewiadomo który ta wiedźma, spiętrzając w nim słowami straszliwemi jak muśnięcia i muśnięciami gorszemi od słów najgorszych, to okropne cielesne uświadomienie potworności świata w bolesnej, niesytej nigdy siebie rozkoszy. Tak — tylko to jedno: uświadomić sobie swoje własne bydlęctwo i w tem skonać. Ładny ideał! Do tego tylko służył mu intelekt i tamte flaki. Ale dla niektórych ta właśnie prosta droga, którą starają się uciec od własnej zawiłości, staje się bez-