Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.

tantów, młody hrabia Koniecpolski, według wieści rozpuszczanych przez Syndykat) — ucieszyła się nadzwyczajnie. Z tem większą furją oddała się zaraz Józefowi Michalskiemu, który, jako długoletni wdowiec i wogóle osobnik nie przywykły do prawdziwych wielkich dam, rozszalał się w Ludzimierzu prawie do obłędu. Jego siły męskie, spotęgowane nasycanym, a długo teoretycznie gnębionym snobizmem, dochodziły do zastraszających rozmiarów. Ona przeżywała drugą młodość w miłości, zapominając powoli o materjalnej klęsce i problemie dzieci. „Zaciszyć się“ w jakimś małym kąciku, zaszyć się choćby pod kołdrę, byle z nim, byle tylko choć trochę było „dobrze“ — oto było chwilami jedyne jej marzenie. Teraz dopiero zrozumiała jak straszny przeżyła okres mąk. Całe szczęście, że wtedy sobie tego nie uświadamiała — całe szczęście! Jakby z nieopalanego pokoju bez mebli, w którym przemieszkała lat 15 (od urodzenia Liljan) wpadła nagle w rozgrzany puch, rojący się jeszcze do tego od jeszcze gorętszych, stalowych uścisków. Bo Michalski, mimo lat czterdziestu trzech i zlekka wyłupiastych oczu, był jak byk — „au moral et au physique“ — jak mówił o sobie i to w dodatku różowy blondynobyk zlekka megalo-splanchiczny. Robili to tak potajemnie, że nikt (nawet Liljan), nie domyślał się ich stosunku! A był to stosunek w całem znaczeniu tego słowa, jakby z śmiertelnie nudnej żółtej francuskiej książki. Podobieństwo sytuacji obojga, stwarzało, ponad rozpętanemi zmysłami, coś w rodzaju istotnego porozumienia. Michalski był fizycznie czysty — (miał nawet „tub“) — i poza drobnemi niedoskonałościami w jego manierach (zbyt jowialnie-zawiesistych), jedzeniu (źle składał „sztućce“ po skończonem żarciu) i ubiorze (czarny garnitur i żółte buty), które pani Kapenowa z wrodzonym jej taktem szybko udoskonaliła, nie można mu było nic zarzucić,