Ta strona została uwierzytelniona.
chę ochłódł. Nie wiedział biedactwo, co go czeka. List „brzmiał“:
„Zypulka najmilsza! Tak mi czegoś dziś strasznie smutno. Tak chciałabym cię mieć całego w sobie. Ale całego — rozumiesz...? Żebyś był taki malutki, malutki, a potem, żebyś się rozrósł we mnie i ja żebym pękła od tego. Śmieszne? Prawda? Ale nie śmiej się ze mnie. Ty nigdy nie zrozumiesz (ani nikt z was) jak straszne rzeczy może czuć kobieta, a szczególniej taka jak ja i wtedy kiedy — (tu było coś przekreślonego) — I nawet gdybym była zła, powinieneś mnie kochać, bo ja wiem więcej od Ciebie czem jest życie. — (Tu wzruszył się Genezyp trochę i postanowił nie skrzywdzić jej nigdy — co będzie to będzie.) — I nie dość na tem: chciałabym wtedy, żebyś się cały zrobił taki wielki i silny jak tamto, kiedy Ci się podobam, taki, jakim będziesz kiedyś, może już nie dla mnie, i żebyś mnie zadusił sobą i zniszczył. — (Dziwnego uczucia przelśnienia wewnętrznego doznał Zypcio, czytając te słowa: zobaczył znowu w sobie horyzont bezmierny, dławiący niesytością bez granic, obrzękły mnogością niespełnionych djabli-wiedzą-cosiów — jakichś bezimiennych czynów-przedmiotów, niepojętych istności psycho-fizycznych, których jedynym ekwiwalentem wzrokowym mogły być nieznane i niezrozumiałe rzeczy-stwory, zjawiające się w peyotlowych wizjach. Jak po tym śnie popołudniowym, zbrodniczym, mignął metafizycznie odległy świat, na tle jeszcze odleglejszej bezprzestrzennej dali i zaraz wszystko zapadło w tę tajemną głębię, w której pracowały bez wytchnienia straszliwe motory czy turbiny, nakręcające realną przyszłość w nieprzewidziane zwykłym rozumem łożyska.) — „Bądź dziś dobry dla mnie“ — pisała dalej programowo, tak a nie inaczej właśnie, ta nieszczęsna świ-
205