terjalna siła chwyta za mięśnie, ścięgna, bebechy i nerwy, męczącemi, drgającemi ruchami, rozluźniając zakrzepłe w zimowem odrętwieniu cielesne wiązania. Cóż dopiero mówić o „rozluźnionym“ już zimą Genezypie. Nagle, przechodząc przez jakąś słoneczną polankę, wpadł w czysto-wiosenną, specyficzną rozpacz, tak zwany dawniej „Weltschmerz“, spłycony przez nieznających słowa „tęsknota“ francuzów na jakieś „mal de je ne sais quoi“. Była to niższa, bardziej zwierzęca i życiowo-pospolita forma istotnie metafizycznych przerażeń, tych chwil, w których stajemy wobec siebie samych i obcego świata, bez żadnych obsłonek codziennych przyzwyczajeń, związanych z odpowiednio nazwanemi i wtłoczonemi w zwyczajność codziennych związków rzeczami i zjawiskami. Tamta chwila przebudzenia nie powtórzyła się już w intenzywności poprzedniej — promieniało tylko jej wspomnienie, zmieniając zlekka zarysy normalnych przebiegów trwania, rozwiewając ostrość konturów znanych kompleksów. Pochodnemi jej były te prawie bydlęce „weltszmerce“, te podświadome płciowe śmieszne niby głębokie smutki, które to stany rosjanie tak wyrażają, że powtórzyć tego absolutnie niemożna: „wsiech nie pra...“ „O gdybyż to można unosić się, choćby osobowo nawet, nad jakiemś „fond de femr inité impersonnelle et permanente“ — ten rozdział na tę, a nie inną babę czy dziewczynkę, ta druga osoba, która ma bądźcobądź również pretensję do człowieczości, ta konieczność rozbabrywania czyjejś jaźni, przez taplanie się i grzebanie w związanem z nią cielsku — to są fatalne wprost historje“. Tak myślał przedwcześnie dojrzewający Zypcio, nie wiedząc jeszcze czem jest miłość, poznawszy jej, zdeformowany dyspropocją lat i nieodpowiedniością epoki, surogat, w najgorszem, prawie pośmiertnem wydaniu. [„Względnie starsza demoniczna pani dobra jest dla młodego człowieka, o ile kochał się przedtem w panienkach i ma pewne, choćby elemen-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/209
Ta strona została uwierzytelniona.