tarne erotyczne doświadczenie — inaczej może się na tem beznadziejnie załamać“ — tak twierdził Sturfan Abnol.] Ogarnęło go rozwlekłe, męczące, osłabiające pożądanie — nawet nie samej księżnej, tylko tego całego aparatu ogłupiającej rozkoszy, który umiała puścić w ruch niby niewinnie, nieznacznie jakoś, a jednak z całem jasnowidztwem najskrytszych, najobrzydliwszych męskich tak zwanych „stanów duszy“, tego właśnie, o „czem się nie mówi“ (nie mówi się też o kobietach, chociaż tam o wiele prostsza jest historja). A szkoda — przecie za lat 200—300 nie będzie tego wogóle wcale. To są te zjawiska najstraszniejsze, te „epifenomeny“ i opis tego właśnie jest jeszcze okropniejszą rzeczą niż to samo, a nie jakieś tam opowiadania, choćby najdokładniejsze, o samem zetknięciu się genitalji. Obnażenie tego gorszem jest od obnażenia ciał w najbardziej wyuzdanych pozach. Tem nie śmiał się zająć nawet Sturfan Abnol, najodważniejszy z ostatnich powieściopisarzy, który miał głęboko gdzieś całą publiczność i polityczne frakcje, wynajmujące sobie odpowiednich genjalnych stylistów, dla propagowania odpowiednich ideji. Ta bestja księżna umiała o tem właśnie mówić w sposób wywlekający kiszki na wierzch, z dowolnie potężnego samca — a cóż dopiero mówić o takim Zypciu Kapenie. Poczucie tego, że była świadomą swego działania, aż do najdrobniejszych szczegółów, potęgowało urok tych rzeczy praktycznie w nieskończoność. Rozkosz zwiększała się w tej samej skali, co tortura. Ten sam ból, bez świadomości tego, że zadawany jest przez specjalnie nastawionego w tym kierunku kata, znającego dokładnie związki psychiki pacjenta ze swoją działalnością, byłby niczem. Najokrutniejsza maszyna jest szczytem łagodności wobec jednego drgnięcia świadomego okrucieństwa, jeśli chodzi o siłę doznawanego cierpienia. W tych mękach, jak na krańcach kolistej nieskończoności w popularnem przedstawieniu teorji Einsteina, łączyły
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/210
Ta strona została uwierzytelniona.