się wszystkie świństwa płciowe z okrutnemi instynktami samozachowania się, w jedną obrzydliwą podstawę istnienia osobowości. Tam, nawet na pierwszą kondygnację „ordynarnej wyćwiki kantowskich pseudo-komplikacji“, nie dotarł jeszcze Genezyp, zniechęcony rozmówką w pustelni kniazia Bazylego. „Dla pewnych durniów, nafaszerowanych tanim materjalizmem, metafizyka jest czemś nudnem i suchem i dowolnem! O, jełopy: to nie teozofja, którą się zdobywa jako coś gotowego, bez żadnego umysłowego wysiłku. Inni, ze strachu przed metafizyką i przyjęciem istnienia „ja“, bezpośrednio danego, starają się jak najmniej powiedzieć: jacyś „behaviouryści“, czy inni amerykańscy pseudo-skromnisie. Czy nie lepiej rzeczywiście, że te rzeczy oficjalnie zabronione zostały, jeśli taki Russell, po wszystkich obietnicach, napisał taką książkę jak „Analiza ducha?“ — tak mawiał Sturfan Abnol. Na tle potęgujących się żądz, zniknęło poczucie pewności siebie wszechwiedzącego starszego pana i nieznośny niepokój wiosenno-płciowo-prawie-metafizyczny rozhuśtał do reszty mięśnie, ścięgna, gangliony i inne wiązadła tego „ja“, brnącego przez nasycone oddechem budzącego się życia lasy — („dieser praktischen Einheit“ według Macha — jakby pojęcie „praktyczności“ można było wprowadzić niewiadomo skąd jednocześnie z pojęciem kupy — i to związanych ze sobą elementów!!) Tak oburzał się kiedyś ktoś, ale Zypcio nie był jeszcze w stanie tego pojąć. Chwilami, właśnie na tle takich stanów zaczynała męczyć go materjalna nędza obecnego położenia. Czasem, na krótko, ogarniała go nawet dzika złość na ojca. Ale pocieszał się tą myślą, że „przecież i tak niedługo wszystko djabli wezmą“ (jak mówili ogólni defetyści) i przyszłość przedstawiała mu się wtedy w kobieco-sfinksowatej postaci, nęcąca komplikacją nieznanych przygód. I myślał podświadomie, obrazowo, prawie-że tak samo jak ojciec, gdy pisał ostatni, przedśmiertny list do Kocmo-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/211
Ta strona została uwierzytelniona.