Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.

z których składa się codzienny dzień. Jedynie myśl czysta od początku... Ale dla niej poświęcić trzeba krwistość i soczystość życia i różne drobne przyjemnostki, wiodące i tak zresztą do znieczulenia i zamarcia w jakiejś przywartej do gęby masce, takiego, a nie innego określonego człowieka, który czasem z tym zagnębionym istotnym nic wspólnego nie ma. „Tylko rozumowo, na większych okresach upłyniętych zdarzeń, widzimy, my, przeciętni ludzie, i to rzadko, sens samego faktu istnienia, poza udaniem się, lub nieudaniem się życia, poza spełnieniem, lub niespełnieniem zadań zdobywania potęgi i władania — wszystko jedno nad czem. Do tego pojmowania konieczności swego przeznaczenia i przezwyciężenia w życiu (nie w sztuce) przypadkowości pozornej przebiegu zdarzeń, zdolne są tylko największe duchy“. Gdzie tam było Zypciowi do takich.
Jakże dziwnie przedstawiła mu się w świetle tych myśli, niezrozumiała nigdy do głębi egzystencja ojca. Ten miał to właśnie: to poczucie swojej konieczności — ale skąd? Nie na piwie opierał je przecie. Tajemnicę uniósł do grobu. Już nigdy nie spyta go o to Zypcio, jak przyjaciela. Poprostu był megalosplanchikiem i kwita — nie potrzebował żadnych sankcji z poza siebie dla tężyzny swego mózgu i ciała. Poprostu był — o takich się nie pisze — można ich opisać z boku conajwyżej, tak, jak to robią niektórzy. Poczuł go Zypcio poraz-pierwszy w sobie nie jako możliwego niedoszłego przyjaciela z dni ostatnich, tylko jako najbliższego krewnego z ducha i ciała, a tak obcego i dziwnego, jakim tylko dla kogoś niepospolitego może być całkiem zwykły człowiek. Ujrzał go wyraźnie jak żywego, a jednocześnie zapełzła z boku matka, z niemem błaganiem zakrywając dawną swą umęczoną niedosytem życia twarzą, wąsaty, ojcowski pysk mądrego, udałego człowieka, tego chamo-pana z ubiegłych już czasów, typ ginący. I teraz dopiero przyszło na myśl Zypciowi, że