matka zmieniła się w ostatnich czasach zupełnie. Widział to już dawno, nie widząc jednocześnie. Zanalizował tę zmianę szybko na pamięciowym obrazie i coś mu mignęło niejasno: Michalski... Ale zaraz niesformułowana myśl rozpłynęła się w aktualnym problemie: jak zużytkować dwoistość w celu ujednolicenia: zadanie postawione mu w pewnej rozmówce przez Scampiego. Nic nie dało się na ten temat wymyślić. Rozedrgana słońcem sosnowa ludzimierska puszcza z płatami matowo-metalicznie błyszczących śniegów, na których drzewa rysowały ciepło-niebieskie cienie, zdawała się być jedyną prawdą. Na tem tle czegoś doskonałego, zamkniętego samego w sobie w piękności bez skazy, potworna, nie dająca się niczem rozplątać plątanina ludzkich sprzeczności była czemś tak wstrętnem, jak hurma papierów na górskim szczycie, lub kupa ekskrementów na dywanie skromnego nawet saloniku. Tam, za tym lasem, w duchowo mrocznej, a materjalnie świetlistej otchłani rzeczywistości, za górami, przeglądającemi mleczno-rudym blaskiem z poza miedzianych pni sosen, i dalej, dalej, aż za nieznanem południem i zrębem biednej ziemi, kryła się, skondensowana w bezczasowej pigule, przyszłość. Tylko w tym locie w czaso-przestrzenną dal zdawał się być ukrytym sens wszystkiego — w samym locie, a nie w spotkanych zjawiskach. Och — żeby można myśleć tak zawsze! Myśleć — to mało — czuć. Ale na to trzeba być silnym, świadomie silnym, albo być zdrowem bydlęciem jak ojciec — chcieć się wyżyć naprawdę — a nie wmawiać to w siebie, przez gęstwę zwątpień, wahań, niepokojów — „Dajcie mi cel — a będę wielkim“ — ha — tu jest właśnie kółeczko bez wyjścia. Spontaniczna wielkość stwarza sobie cel sama. „Najgorszą rzeczą jest nie świństwo, tylko słabość“ — szepnął Genezyp w zachwycie nagłym nad światem. Wstrętne słowo: „tęsknota“, zdawało się jedynie wyrażać to, co czuł. Było to środkowe kółeczko w dawnym systemie pojęć: jaźń,
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/215
Ta strona została uwierzytelniona.