Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

sekundzie nieznana siła zrobi z niem co zechce, wbrew jego woli i świadomości, które to istności odcięte od motorycznych centrów, trwały gdzieś obok (może w sferze Czystego Ducha?) jakby na urągowisko temu, co się działo w cielesnych gąszczach. Przeraził się: „przecież mogę zrobić djabli wiedzą co i to nie będę ja, a będę za to odpowiadał. O — życie jest straszne, straszne“ — ta myśl i ten strach przed własną nieobliczalnością uspokoiły go na czas krótki. Ale chwila rozmyślań w lesie zdawała się należeć do zupełnie innego człowieka. Nie wierzył, że księżna kiedykolwiek była jego płciową własnością. Otaczał ją mur zimny niezwyciężonego uroku. Poznał własną nicość i niewolę, w którą zabrnął. Był psem na łańcuchu, samotną małpą w klatce, więźniem, nad którym się znęcano.
— ...bo ja rozumiem, żeby Kocmołuchowicz — mówiła księżna swobodnie, krytykując, z tą właściwą sobie pełną potęgi lekkością, najbardziej tajemniczego człowieka w kraju, a może i na świecie — stworzywszy z armji bezwolną maszynę, starał się wywrzeć wpływ na kwestję połączenia się z naszymi białogwardyjcami. Albo, jeśli to jest już absolutnie niemożliwe, żeby dążył do racjonalnego ustosunkowania się handlowego na Zachodzie. Przemysł nasz dusi się z powodu braku eksportu, czy czegoś podobnego — ja się na tem nie znam, ale coś czuję w każdym razie. Od pewnego czasu komplikacja ekonomiczna przerosła siły indywidualnego mózgu w ten sposób, że wogóle nawet najzdolniejszy byznesmen nic pojedyńczo do gadania tu nie ma. Ale te nasze gospodarcze rady, któremi daje się powodować, czy jak tam, ten sfinks w masce, doprowadzają mnie do rozpaczy. Niema u nas fachowców w niczem — (tu spojrzała na Zypcia z taką pogardą, że ten przybladł zlekka) — nawet w miłości — dodała bezczelnie, po krótkiej pauzie. Odezwały się pojedyńcze śmiechy. — Proszę się nie śmiać: mó-