Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/258

Ta strona została uwierzytelniona.

początku kochał księżnę więcej niż pożądał. Analiza uczucia miłości wogóle obca temu pokoleniu zupełnie, nie mogła pomóc i jemu w tej groźnej chwili. Czy warto naprawdę dysekować to uczucie, na którem tyle pokoleń nałamało sobie tyle zębów i napsuło tyle słów w sposób wysoce niesmaczny. To jedno, powiedzmy sobie otwarcie jest „unanalysable“ = „ananalajzbl“. Krzywda wyrządzona tej miłości bolała go w tej chwili najbardziej w sposób piekący, żrący, pikujący. W drugim stopniu dopiero cierpiały rozranione, upokorzone, obdarte i rozdrażnione, nienawistne symbole upadku, no te flaki z piekła rodem, tak zwane genitalja. Ach — oberznąć to wszystko kozikiem choćby i wyzbyć się na zawsze możliwości tego upokorzenia. Przeklęte wisiory! — żeby to nie schować tego przynajmniej w środku — byłoby ładniej i bezpieczniej. Pienił się wprost na twórcę tego idjotycznego pomysłu — ale życiowo rozwijał się, ho, ho — jak szybko! W tę jedną głupią noc poznał takie obszary życia, jakie inny poznaje czasem w kilka, lub kilkanaście lat. Ale nadewszystko pojąć nie mógł czemu (ach, czemu?) ona to uczyniła. Przecież był dla niej dobrym i kochającym, a jeśli przez głupotę młodości w czemś byka palnął, to jej rzeczą było mu to przebaczyć i naprowadzić go na dobrą drogę, zamiast karać go tak okropnie. Kłąb sprzecznych uczuć przewalał się jak kupa wstrętnych robaków na dnie jego istoty, zropiałem i... czerwonawem. Cały świat otaczający wydawał mu się tak innym od tego zwykłego, do którego przywykł, że uwierzyć wprost nie chciał, że to są te same sosny, znane mu aż zanadto dobrze z dzieciństwa, te same jałowce i kępy borówek, a nadewszystko niebo: obce teraz i urągliwe w swej wiosenno-świtowej, nudno-tęsknej pochmurności. Wszystko płynęło śpiesznie razem z obłokami hen daleko (o jakże nienawistne i wstydliwe jest słowo: „hen“) zostawiając go jak rybę na piasku w odwartościowanym nagle świecie. Podszedł do jed-