będę — zobaczysz. Nie pożałujesz tego. Irina Wsiewołodowna — jęknął boleśnie.
— Niech pan wraca do swojej chamki. — (Później dowiedział się Genezyp, że żoną Tengiera była młoda jeszcze i przystojna góralka, z którą ożenił się był on dla pieniędzy i chałupy. Zresztą podobała mu się nawet trochę z początku). — Wie pan przynajmniej co to jest szczęście i niech to panu wystarcza — szeptała dalej księżna, uśmiechając się przytem uprzejmie. — A dla muzyki pana, to lepiej, że pan cierpi. Artysta, prawdziwy artysta, a nie przeintelektualizowany młynek, mielący automatycznie wszystkie możliwe warjacje i permutacje, nie powinien bać się cierpienia.
Genezyp poczuł w sobie jakiegoś okrutnego polipa, który czepiał się ścian jego duszy, lepkich i zaognionych i pełzł wyżej i wyżej (w kierunku mózgu może?) łaskocąc przytem wszystkie nieczułe dawniej miejsca, rozkosznie i niemiłosiernie. Nie — on nie będzie cierpiał za nic. W tej chwili poczuł się starym rozpustnikiem, takim jak ojciec Toldzia, brat jego matki, hrabia Porayski — taki „galicyjski“ jeszcze — okaz zachowany z niepamiętnych czasów. Kiedyś marzył aby być takim zblazowanym draniem — teraz, mimo, że żadnych danych ku temu nie miał, obraz takiej przyszłości przejął go wstrętnym lękiem. Czas pędził jak wściekły. — Jak de Quincey pod wpływem opjum, przeżywał teraz Zypcio setki lat ściśnięte w sekundy, niby w sprasowane szalonem ciśnieniem pigułki skomprymowanego trwania. Wszystko było już nieodwołalnie postanowione. Wierzył, że może z niczego stworzyć siłę, którą opanuje tego babiego potwora, dyskretnie rozwalonego przed nim wspaniałym ruchem na kanapie. Wiedział, że ona jest starowata, mimo dziewczynkowatego chwilami wyglądu — 38 do 40-stu lat — ta właśnie nieświeżość, ta wszechwiedza tego przepięknego babiszona, podniecały go w tej chwili aż do nieprzytomności. Ani się opatrzył, a już był po tej zaka-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.