cenę... Dalej myślał o matce: „Gdyby była umarłą obroniłaby mnie — żywa nic nie pomoże. Zanadto jest ludzka, codzienna, niedoskonała i grzeszna w kościelnem znaczeniu. Przecież ona musiała coś takiego robić z ojcem... Brr...“ Zrozumiawszy tę straszną prawdę, niedziecinną jak mu się zdawało, uczuł się dumnym. I już jako „starszy“ poddał się tamtemu wzrokowi i zmieszany powiedział jej: (oczami tylko) — „tak“. I strasznie się zawstydził, wstrętnie po „chłopięcemu“, niegodnie. A ona, odwracając się do tamtych oblizała wargę ostrym, różowym kocim języczkiem w tryumfie. Kute na wszystkie kopyta, lubieżne babsko wiedziało już, że zdobycz jest jej. I wzdrygnęło się jej mądre ciało już w myśli odbierając dziewictwo temu ślicznemu, valentinowatemu chłopczykowi. Nawet Sturfan Abnol, który dawno przestał być jej kochankiem i pokonał ją (raczej jej erotyczną wiedzę) zupełnie, doznał raptownego wstrząsu niższych warstw. Gdyby mógł mieć ją teraz, odrazu, z tym uśmieszkiem, pożądającą tamtego, beznadziejnie zimną — och, to byłaby rozkosz! Ale szybko przeszła mu ta mała, nagła chętka. Zato Tengier był w płciowej rozpaczy zbabrany jak w gnojówce. „I stworzyć taką siłę wpierw, by móc żyć całkiem bez tych ścierw“ — bąknął wierszyk jakiegoś młodego hyper-realisty bez talentu, jednego z tych co łączą słowa syndetikonem deformacyjnej perwersji w stosunku do sensu, a nie natchnieniem. Zamajaczyła mu w pamięci pustelnia kniazia Bazylego, z tych czasów kiedy to „świetlejszyj“ uznawał jeszcze narkotyki, nie doszedłszy do tego ostatniego, którym jest mistycyzm. Mistycyzm a nie religja. „Religja jest najgłębszą prawdą. A te wszystkie jej pochodne to już nie wiara, tylko omamienie słabych dusz, niezdolnych do patrzenia oko w oko własnej ich metafizycznej pustce. To już nie to. I niektórzy wiedzą o tem trują się świadomie przez sflaczenie ducha, brak woli do prawdy i strach przed bezsensem, który odkrywa wszelka
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.