Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

rozumienie z publicznością, to nieuznanie, z którego pan robi zupełnie niepotrzebnie bohaterstwo.
— Człowiek przyszłości — mruknął tamten ze wstrętem. — A jednak masz słuszność, Zypciu. Jesteś straszny brutal — w tem jest twoje szczęście. Siłę masz, ale uważaj, żeby cię ona nie zatruła, kiedy nie znajdziesz w porę sposobów jej zużycia. —
— A tego mi pan nie wytłomaczył, czemu dziś wszystko stało się takie inne i dziwne. —
— Nie staraj się tego pojąć. Bierz to takiem, jakiem jest, jako skarb najcenniejszy i nie trwoń tego, ani myśląc o tem, bo nic nie wymyślisz — tylko dziwność rozsypie ci się na strzępki umarłych pojęć — pokażę ci takiego człowieka, co już to uczynił — jest tu. A nadewszystko nie staraj się tego wyrazić w żaden sposób — nawet nie mów o tem z nikim, bo wpadniesz w sztukę, a widzisz na mnie, czem to pachnie: coraz dziwniejszem chce mi się mieć to wszystko i piętrzę niemożliwości jedne na drugich, aby temu podołać. A to bydlę jest nienasycone — nic mu nie wystarcza. A do potęgowania chwil takich możesz się przyzwyczaić, jak do wódki, albo czegoś gorszego jeszcze. I potem niema już rady: musisz iść coraz dalej, brnąć w to aż do obłędu.
— A co to jest obłęd?
— Chcesz klasycznej definicji? Niewspółmierność rzeczywistości, ze stanem wewnętrznym, doprowadzona do pewnego stopnia, przekraczającego przyjęte w danem środowisku normy bezpieczeństwa.
— To pan jest też warjatem? Pana muzyka jest niebezpieczna i dlatego jest pan nieuznanym.
— Do pewnego stopnia — tak. Co za brutal jest ten młokos. Nie zginiesz w życiu, ale strzeż się obłędu. Zachować całą wartość tej dziwności, którą dziś poraz-pierwszy poczułeś, nie myśląc o niej i nie wypowiadając jej, niezmiernie