— ...ja tylko jednej rzeczy nie rozumiem: poco, aby być dobrym, jeśli już muszę nim być, poco muszę również zaraz przyjmować całą tę fantastyczną baliwernję, w którą nie mogłem uwierzyć nawet w dzieciństwie...
Kniaź Bazyli: Bo nie potrafisz być naprawdę dobrym bez tego...
Tengier: Co to znaczy to „naprawdę“. Bezduszny dodatek, mający wyrażać różnicę, istniejącą tylko „na niby“. Znałem ludzi idealnie dobrych, którzy byli zakutymi materjalistami z drugiej pozytywistycznej epoki, która zaczęła się pod koniec dancingowo-sportowej. Dobroć nie jest zresztą moim ideałem. Świadomie nie myślę o niej nigdy jako o problemie. Zostawiam to już zdeklarowanym niedołęgom.
Kniaź Bazyli: Właśnie to myślenie o tem świadome, jest źródłem prawdziwej dobroci, a nie proste niedołęstwo. Dobroć nie może wypływać ze słabości, tylko z potęgi. A co do tych ludzi, to pamiętaj, że nawet dzisiejsi materjaliści są podświadomymi wychowankami całej chrześcijańskiej ery. A zresztą mogą być wyjątki. Nie o wyjątkach jednak mówimy, tylko o ogólnych zasadach. Niewiadomo jakimi byliby oni, gdyby do swoich danych dołączyli jeszcze wiarę. Uczynki dobre bez wiary są jakby nieposklejane, osobne, bezsensowne — nie mają tej wyższej sankcji, która je łączy w całość innego rzędu. Bezkształtna kupa czegoś zawsze jest czemś niższem od pewnej konstrukcji czegoś — systemu tych samych elementów. Czynienie dobrze jedynie dla własnej satysfakcji, a nie na chwałę Boga i całego istnienia i dla wiecznego zbawienia, w którem dopiero cały świat stanie się systemem doskonałości, jest wybrykiem, przeciwnym naturze nawet. I tak mogą postępować ludzie z gruntu źli. Tylko w związku z całością nabierają uczynki dobre wyższego sensu czegoś zorganizowanego, jako funkcja zbiorowej świadomości. — (Genezyp nudził się z siłą kilkudziesięciu mopsów parowych.
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.