Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie I.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

lepszym, to jest: starałbym się nim zostać, gdybym wiedział, że przez to będę jeszcze lepiej komponował. Ale i tego nie wiem czyby jakakolwiek zewnętrzna siła mogła zmienić moje wewnętrzne dyspozycje. — (Bazyli milczał „Tak — wiara jest czemś, czego rozumem zaszczepić nie można. Ileż razy sam myślałem tak, jak on, a jednak teraz, rozumiejąc jego nędzną djalektykę, wiem, że jest inaczej. Czemuż nie mogę moich uczuć przepompować mu razem z krwią w żyły? Wtedy mógłby uwierzyć bez intelektualnego upadku, którego się tak obawia“.)
Benz: I to ci powiem, Bazylu, że dla żadnego lepszego samopoczucia nie mógłbym się wyrzec moich przekonań, chyba, że stanie się coś strasznego z moim mózgiem i ja zgłupieję nagle, nieznacznie dla mnie samego. I ja byłem o włos od wiary kiedyś, kiedy logika moja zanieczyszczona była ontologją. Teraz wierzę tylko w znaczki i regułę dla operowania temi znaczkami — wszystko inne jest kontyngencją, o której nie warto gadać.
Kniaź Bazyli: Tak — ty znalazłeś punkt wyższości ponad wszystkiem. — (Zwracając się do tamtych:) — Jemu się zdaje, że on wymknął się istnieniu i jego moralnym prawom. Uciekł w znaczki bez treści i to daje mu tę absolutną pewność, mimo, że krajowi logicy nie uznają go zupełnie, a zagranicą jeden tylko jakiś warjat...
Benz: Lightburgh — największy umysł świata. Och, panie Bazyli: jakże nisko upadliście umysłowo z tą całą waszą wiarą...
Kniaź Bazyli: Największy umysł, bo znalazł ucho otwarte dla podszeptów tego szatana, który już w nic nie wierzy, nawet w istnienie swej własnej życiowej osobowości, a nietylko w nieśmiertelność duszy.
Benz: I czyż nie jestem szczęśliwszy od was, Bazylu, którzy jesteście zanadto inteligentni, aby nie widzieć na dnie