wiła generałowa o NIEJ), no i 4) suczkę „Bobcię“. Reszta to były cyfry. Ale widział tę „resztę“ ludzi jak nikt, na zimno rozłożonych, jak na sekcji: od najbliższych wielbicieli, aż do ostatniego żołnierza, którego zawsze za najczulszy pępek uchwycić umiał. I prędzejby się rozleciał na drobne kawałki, niżby mógł sam się co do tego zanalizować czy miał jakie narodowe uczucia, czy społeczne instynkty. Przeznaczenie zwaliło go na szczyt tej piramidy i musiał wytrwać tam do końca. Ale temu przeznaczeniu godnie też pomagał. I teraz zawarzyć w tem wszystkiem kaszy i potem jeszcze raz w tej kaszy sobą maksymalnie zaważyć i być zauważonym wreszcie przez cały świat — ale nie tak, jak teraz. Nie wystarczało mu, że jakieś tam zagwazdrane zagraniczne piśmidełka ledwo czasem coś o nim skrobną. (Wogóle milczano o nas wtedy publicznie, zużywając tajnie jako bufor — „butaforski bufor zbutwiałego, nabufionego a butnego i głupiego jak but bufoństwa“ — jak mówił on sam. Coś tam było jeszcze o bufecie — że niby Rosja i Polska to bufet z zakąskami dla mongołów, przed pożarciem całego świata. Lubił takie wyrazy w wolnych chwilach „Wielki Kocmołuch“.) Tak — to jedyna jeszcze forma twórczości dzisiaj: potrafić według własnej woli i fantazji zakręcić porządnie, kłębowiskiem ludzkiem (choćby taką Polską), naruszyć zacieśniającą się, jak obręcz na szyi organizację mas i układ ciśnień zewnętrznych. Ale był to raczej nowotwór intelektualny — bo we krwi nie miał kwatermistrz władztwa — tego pierwotnego, rozlanego po całem ciele. Siedziało to w jakimś przerośniętym mózgowym gruczole — osobno gdzieś tkwiło, ale zato mocno.« »Znowu plan — ta prawdziwa jego koncepcja: plan wielkiej bitwy z chińczykami, polegający na takiej konfiguracji frontu, któraby z początkiem boju zmusiła przeciwnika do takiej a nie innej „pieregrupirowki“ (ulubione wyrażenie Wodza), przyczem sztab chiński miał być nawet o pewnych rzeczach programowo
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/102
Ta strona została skorygowana.