„ogałuszone“, „opępione“, zdezorjentowane, wystrychnięte na dudka, istnieńko indywidualne.
Zypcio poczuł, że musi ją mieć, albo życie spotwornieje tu, w tej chwilce, do wymiarów zbrodniczych i to takiego natężenia, no że niby ja nie wiem, no że przypuśćmy śmierć w torturach: matki, Iriny, Liljany i innych (nie pomyślał tylko o Kocmołuchowiczu — a szkoda) będzie niczem w porównaniu do rozpacznych pustko–otchłani, które trzeba będzie zapełnić, aby przeżyć tę stratę niepowetowaną — o „wetowaniu“ mowy nawet być nie mogło wobec tego gatunku nieszczęścia, tego bydlakowatego, onanistycznego, sinego żalu, zmieszanego z wściekłością taką, (na myśl o wydarciu jej jemu naprzykład — a tu jeszcze jej nie miał), że choć gryźć ten oto pluszowy fotel. To nie była już kobieta — to całe życie rozdęło się potwornie w sekundę jedną spojrzenia w te oczy, aż do nieskończonych granic wszechświata, do sensu ostatecznego, dotąd nawet nieprzeczuwalnego — („gdzież są granice duszy“ — szeptał Zypcio w podziwie nad gutarperkowatością swojej własnej istoty). Rozciągało się to i rozciągało i za nic pęknąć nie mogło. I oto teraz miało klapnąć to wszystko znowu w błotko codzienności i pospolitego sensiku z minuty na minutę z godziny na godzinę (o męko!), z dnia na dzień (nie przelazę!) może z roku na rok (o niewytrzymanie twoje!). „To musi być samo dobro“ — (błysk tamtych oczu w bok i dalej słowa niepojęte, a zwykłe i zaraz straszne zwątpienie: może to samo zło najgorsze, o jakiem dotąd pojęcia nie miał (jak o wielu rzeczach zresztą w ich żywej realności), to zło o którem się tylko w gazetach czyta, ale się go naprawdę nie rozumie, to zło śmierdzące i bolące, na zimno okrutne i przeważnie śmiertelne, o którem nie wiedzą „szanowne ludzie“, tonący w ich wątpliwej wartości „respectability“.) A tak była ta twarz ponad wszystkiem, że nic z tych pojęć dobra i zła nawet powierzchownie się jej nie czepiało.
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/113
Ta strona została skorygowana.