udowodnił, że nawet po pijanemu strzelcem jest nie omylnym — odbyły się takie zabawne próby w więzieniu, ze współudziałem najlepszych szarfszicerów armji, korpusu oficerskiego artylerji, przedstawicieli kondekanalnego duchowieństwa i prasy. Trochę był Abnol zazdrosny o Liljan, z powodu jej koniecznego utarzania się w aktorskim sosie: melanżu psychofizycznego wypranych z uczciwości wszelkiej uczuciowych wycirusów obojga płci, wydzielin prześmierdłych gruczołów płciowych, szminki, pudru, wazeliny i codziennej restauracyjności, ale zbyt cenił jej zajęcie się sztuką (ale czy to była sztuka właśnie, to, co wyrabiał na swej „ostatniej barykadzie złego ducha“ Kwintofron?) aby nie miał przezwyciężyć przesądowych raczej fobji.
Zaczęło się przedstawienie — raczej potworna msza szaro–zielona (koloru suchotniczej flegmy) do nieznanego bóstwa ni to złego, ni dobrego, ale zato nieskończenie wszawego, w swej pozornej, oszukańczej antytezie wszelkiej pospolitości. Widział ten koszmar i słuchał jego „treści“, godnej natychmiastowego zasypania torfem, Genezyp, zabity w samem centrum swej człowieczej godności, zaklinowany beznadziejnie w sam kil dna ostatecznej rozpaczy. Realnie wypsnęło mu się wszystko, a jeszcze psnęły się dalej czy wypsniwały ostatnie rezerwy ludzkich pokładów, tych na czarną godzinę, „couches d’émergence“ — system alarmowy nie działał. Piersi zdawało się miał w strzępach, a głowę w tumanie krwawej nudy, niższe zaś części w warze łaskocącego bólu. Coś poprostu nieznośnego — na stłumienie tego nie wystarczałoby dziesięciu pastylek allonalu. Swędziało wprost wszystko moralnie (a nawet fizycznie) do niemożliwości, a podrapanie tego kompleksu bolało do zwierzęcego ryku włącznie. Są takie wysypki zdaje się, a jeśli niema jeszcze, to przyjdą. Dusza uciekła wreszcie z rozszarpanego ciała — nie chciała cierpieć. Ale ciało trzymało ją swemi
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/115
Ta strona została skorygowana.