ści prawie — ludzie o parę lat młodsi od innych, mówili o tamtych jako o „starcach“) — część zagłupiła się beznadziejnie (rekordowy sport, radio jako t. zw. „kręcicielstwo“, taniec i marniejące kino — gdzie był czas żeby o czemkolwiek móc pomyśleć? Grubiejąca z roku na rok gazetka codzienna i tandeta książkowa dokonały reszty), część przez nagłą reakcję wpadła w fałszywą żądzę pracy i zapracowała się bezmyślnie i bezproduktywnie do zdechu — tylko cząstka pogłębiła się, ale były to duchowe pokraki, niezdolne do życia i twórczości. Następne pokolenie (różniące się od tamtego o lat 10) było głębsze, ale bezsilne. Nie mięśniowo — odrodzenie fizyczne było wyraźne — ale wola panie tego coś nie ta i duch, duch panie dobrodzieju, mimo że tyle o nim mówiono — nie był pierwszej jakości jako rusztowanie — szczególniej oczywiście u nas. Nie było i w atmosferze społecznej dość optymistycznych teoryj do wdychania, prócz srogo zabronionego komunizmu. Czem miały żyć te rachityczne mózgi? Umiarkowanie jest śmiercią dla młodzieży, oczywiście w dawnem znaczeniu, a nie dla bezmyślnych, ordynarnych sportowych dryblasów. Hodowanie tej warstwy przy pomocy straszliwych blag krajowych i zagranicznych, na podstawie teorji reprezentacji kraju przez skok o tyczce czy rzucenie kulą, mściło się teraz fatalnie. Cóż będzie w 30–tym roku z bubków, którzy już w 18–tym nie mogą sobie pozwolić na radykalizm. Ten trzeci narybek, do którego należał Zypcio, wychowany przez Syndykat Zbawienia, nie różnił się wiele od średnich warstw młodzieńczych przedwojennych. Nareszcie! Była to podstawa na której można byłoby coś zacząć, gdyby był czas. Ale gdzie tam. Tę właśnie warstwę militaryzował nagwałt Kwatermistrz Generalny — raczej oficeryzował — marzeniem jego była armja z samych oficerów, ze stopniami jakichś
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/157
Ta strona została skorygowana.