jak wywrócony brudny worek i to było jeszcze mało, mało. Teraz ciągła oscylacja między dotykalną już prawie prawdą (w postaci kwatermistrza i jego szałów) i wewnętrznem kłamstwem w całości, które się, przez doskonałość swą prawie prawdą stawało, miała służyć dla nowego rozjątrzenia w sobie woli do życia. Bo biedna Persy cierpiała na straszne bezprzyczynowe depresje i słabą była w gruncie rzeczy „istotką“ i „dzieweczką“, jak lubiła nazywać siebie w chwilach rozczulenia nad sobą, nawet wtedy, gdy z samców kiszki na zimno wywlekała, budząc w nich jednocześnie litość skowyczącą i ryczącą bestjalsko wściekłość. Psychiczny sadyzm i dobroć niezmierna dla wszystkich pokurczów, kalek i ubogich duchem sietniaków i karapetniaków „prostaczków“ i „maluczkich“ (brrrr — co za świństwo!) były w niej złączone w jedną obrzydliwą kupę. Kobiety, albo uwielbiały ją bez granic (miała kilka świetnych lezbijskich propozycji, ale je odrzuciła z pogardą), albo nienawidziły, bez powodu nawet, tak, jakby kochanki swoich ukochanych, mimo że win istotnych w tym kierunku Persy na swojem sumieńku nie miała. Chyba wobec jednej jedynej generałowe u Kocmołuchowiczowej (kwatermistrz więcej prawdziwych kochanek po ślubie nie miał. Persy była pierwszą (i ostatnią), z którą zdradził naprawdę ukochaną zresztą żonę. Bo cóż tam te dzierlatki — to się nie liczyło wcale...).
Nagle Zypcio zerwał się i wyleciał, zaledwie zdążywszy porwać czapkę. „Herbatka“ i ptifurki pozostały niedokończone jako symbol tego wyrwania się z kleszczów demona. Czatująca pod drzwiami duenja zemdlała prawie na widok tego pędu tej twarzy. Straszną miał zaiste gębę młody „pegiekwak“ — zczerniałą od męczarni i rozpuchłą czemś wogóle nieznanem. Ach, gdyby go ktoś w tej chwili narysował, albo przynajmniej zdjął! Szkoda.
A Persy, cichutko, z obrzydliwym lubieżnawym uśmiesz-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/169
Ta strona została skorygowana.