wiść dziką do martwego przedmiotu, niż przejęcie się „od środka“ cudzą duszą. Problem był: jak zużyć to wszystko we właściwym celu i co główniejsze: czem był cel właściwy. Gdyby nie duch kwatermistrza w niedalekiej stolicy, nie wytrzymałby tego Zypcio nigdy. Kocioł wrzał dalej w prychających roztopioną smołą czeluściach cielesnych pegiekwaka prawie że z siłą pierwszego wybuchu. Tylko „wyciąganie kiszek“ było teraz o wiele subtelniejsze, głębsze, istotniejsze. Kawałkami (jak jakiś śluz czy ropne ciałka) wydzielała się w tym rozczynie i dusza. Nią to żyła, odżywiała się jak fosfatyną biedna „Persiczka“ (jak ją nazywał kwatermistrz), aby w czas oznaczony oddać się całkowicie, raz (czy dziesięć razy, ale „pod rząd“) ale dobrze, w purpurowo–ochrowej mszy swemu bożkowi.
Tak trwało to wszystko przez czas dłuższy. Piekielny przekładaniec sprzecznych uczuć stworzony rzeczywistem przeżywaniem miłości dla Persy z księżną, windował duszę Zypcia na coraz to wyższe kondygnacje poznania siebie i niedościgłej istoty życia, a z każdej nowo–zdobytej wyżyny, niższe piętra, niedawno ostateczne, szczytowe, zdawały się dziecinnemi poglądzikami, niewartemi nawet 19–sto–letniego oficerka. Bardzoby mu trudno było powiedzieć na czem polegała wyższość tych ciągle nowych „wejrzeń“ nad poprzedniemi, tych „Einsichtów“ tak mało podobnych do nieśmiertelnych husserlowskich, tych „intuicji“, w niczem nie przypominających blag Henryka Bergsona. Było to raczej uczuciowe dowiercanie się do niezgłębialności samego faktu istnienia, niż jakieś pojęciowe ujmowanie aktualnej rzeczywistości, która pozostawała płynna, gotująca się, drgająca, nieuchwytna. Wtedy to doszedł Genezyp do tego twierdzenia, że jedyną jasną, precyzyjną rzeczą na świecie jest cierpienie — jedyną pozytywną — wszystko inne to były tylko „wklęśnięcia“ — ból był czemś wypukłem. Dodać trzeba,
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/172
Ta strona została skorygowana.