Nic wiedziała o tem biedaczka — tylko Zypcio stawał się dla niej coraz bardziej psychicznie tajemniczy i niepojęty. Rzecz dziwna: tak była jednak pewna siebie, że nie podejrzewała go o nic: był bestjalsko namiętny i coraz wymyślniejszy w swoich wymaganiach. Rozkoszą była dla niej już nie tyle własna przyjemność, co zadawalnianie szatańskich fantazji młodego „paszy“, pławiącego się w coraz bardziej zabójczych wyrafinowaniach.
A jak się odbywało tamto istotne, jak funkcjonował ten alembik, przepuszczający psychofizyczny pokarm z tego byczka do szarej, ćmawej, czy ćmowatej duszyczki Persy i co było tego esencją, to trudno jest powiedzieć. On zapięty w mundur jak w pancerz, ona rozmamana, rozbebłana, rozfajtana w najnieprzyzwoitszy sposób, z tym jej specjalnym wdziękiem, którego nikt zimitować nie mógł. Widział (naprzykład) jej lewą pierś z poziomkowym („fraise vomie“) pępuszkiem (t. zw. brzydko brodawką — fuj), kawałek prawego biodra z leciutkiemi sinawemi (bleu–gendarme) żyłkami, i różowe (laque de garance rose de Blocxs) paluszki lewej podgiętej nogi (miała sandałki koloru cynamonu z mlekiem, na wzór tej damy z powieści Struga.) Siedział nisko na pufie koloru orange Witkacy — (to była jej metoda to sadzanie nisko — czemu? — niewiadomo, piekielna intuicja zepsucia tej dziewczynki) wypięty, a zgięty w kabłąk, zmieniony w jedną jakąś zbitą na sino masę płciowego cierpienia. Kochał ją przytem idealnie jak szaleniec — dosłownie: były chwile, że dla niej mógłby zdradzić samego nawet Kocmołuchowicza, gdyby tego zechciała. Ale ona skromne miała wymagańka: trochę „pomęczkać“, „potorturkować“ i „pomarzkać o sobkie samkim“ jak mówiła, rozkosznie pieszcząc się sama ze sobą, niby kocica „murłykająca“ w cieple pieca. I mówili:
— Zypulka najdroższy: to są jedyne chwile, te z tobą,
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/174
Ta strona została skorygowana.