panienkami? No czemu? A — rzucaj groch o ścianę — niema co gadać. Więc mówiło to ścierwiątko tak:
— To nic, nie bój się. Tu czasami nocuje jeden... mój stary wuj — (dobrze i tak, że nie powiedziała: „jeden mój znajomy“(?)) — Kiedy pije i nie śmie wrócić do domu. To polowe łóżko po moim... bracie. Poszedł jako ochotnik do niemieckiej armji w czasie tej przeklętej krucjaty i zginął — wbili go na pal jak Azję Tuchajbeja. Nasza matka jest niemka: baronówna von Trendelendelendelendelenburg. Takie dziwne nazwisko, ale bardzo stare. Po niej mam to spokojne usposobienie, które cię tak draźni. — (przez ź naumyślnie) — Ja nie przeczę, ja lubię cię draźnić, tak strasznie, tak bez litości, żebyś swoich nie poznawał jak wracasz do domu. — (Łysnęła mu przed zamorusaną płciowym brudem twarzą, swemi cudnemi fijoletowemi gwiazdami i w jego oczach powlokła je mgłą szaleństwa, która pachniała tamtem...) — Wtedy jesteś mój kiedy o niczem nie myślisz tylko o tym biedny potworku, którego mam między nogami. — Drgnął jakby się chciał rzucić, ale wstrzymała go jednem dotknięciem okrutnego palca w pierś. — Nie — dziś chcę żebyś trochę odpoczął przed nową głębszą męczarnią. Nic będę więcej. Przysięgam — dodała ze strachem, widząc błysk prawdziwego bzika w jego krwawych ślepiach. Ochłonął, ale zapadł się znowu o kilka pięter niżej w smrodliwą przepaść bólu. Świat zakołysał się dookoła i mało nie pękł, ale wytrzymał jeszcze trochę.
Czy wiedziała co robi? Do jakiego stopnia męczy tego chłystka, tego duchowego oberwańca, który na niczem się już oprzeć nie mógł. Zapytana sama nie umiałaby odpowiedzieć: nie zdawała sobie z tego sprawy. Mogła żyć naprawdę jedynie na wyciągniętej do ostateczności, o włosek od pęknięcia, strunie czyjegoś pożądania. Robiła biedactwo wszystko, aby sobie jako-tako umożliwić egzystencję — tylko
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/176
Ta strona została skorygowana.