jak zwierzę w puszczy, zdobyć jak trudny łup, kobietę może... Oto jest tu gwiazda jego przeznaczeń, o krok od niego z całem tem piekielnem międzykroczem, a on oślepiony jakiemś cudzołożnem (w znaczeniu, którego sam nie rozumiał) bałwochwalstwem, bezsilny i drżący przed tajemnicą (czyją? — tylko swojego bytu — w tem mieściły się wszystkie inne) nie śmiał wykonać jednego małego, głupiego ruchu (tyle razy powtarzanego tam: w palazzo Ticonderoga i na przedmieściu Jady) tego ruchu, który mógł mu dać w posiadanie nietylko ten łup, ale i samego siebie. Może o to właśnie chodzi? Może ta beznadziejność jest pozorna, może ona właśnie tego gwałtu potrzebuje. Otóż właśnie zrobi to naprzekór wszystkiemu. I rzucił się na nią nagle: zwierzę metafizyczne, zaświatowe bydlę — juszyła go, juszyła, aż wreszcie rozjuszyła. Ta chwilka trwała — to było najdziwniejsze: chwilka–symbol przeznaczenia jego i tych wielu w nim: czarnego gościa i zabitego chłopczyka i plugawych (czemu?) spermatozoidów, z których każdy chciał być jego synem, zrodzonym z tego a nie innego babska. Bo gdyby był już kimś! — ale działo się to w tym wieku, w którym staje się właśnie tym, a nie innym, w wieku niebezpiecznym mężczyzny. Ta głupia czerwcowa chwilka w tych pokojach tej strasznej kobiety (precz z temi pseudo-problemami i t. d.) była właśnie przełęczą jego życia, na której zdobyć mógł sam siebie, albo też utracić na zawsze. Być zwycięzcą, lub niewolnikiem tchórzostwa wobec klęski. Wielkość nie jest tylko w zwycięstwie samem, jest tak samo w wewnętrznie odwróconej na zwycięstwo klęsce — tylko ta klęska, którą na zwycięstwo odwrócić trzeba, musi być klęską wielką. A więc „do dzieła“ — za kark, za włosy ją, tę cierpiącą świętą, tę metafizyczną wlań i drań — dałoj! o tak, o tak!! O... I cóż zobaczył. Bo zamiast dokonać do końca, patrzył wielkiemi oczami (w samo dno swej istoty też) na tego niepoję-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/179
Ta strona została skorygowana.