ciemny robociarz-elektropsychotechnik.), ale strzałki zegara latały niespokojnie poza linjami niebezpieczeństw. Maszyna szła wolna jak szalona — trzeba ją było włączyć. Już się robi. Samotne, bezduszne mięśnie, zdysocjowane ruchowo, niezorganizowane, czekały tylko rozkazu jak żagle przed podniesieniem, jak żołnierze zamarli na „baczność“, spuchnięte z żądzy czynu, przepojone krwią, zdrową, bydlęcą, gdy dusza była tak bardzo chora, czekały tylko rozkazu wyższych centrów, opanowanych przez posępnego pracownika głębin — przytomnego warjata. On sam w sobie był przecie przytomny (jako taki). Tylko w połączeniu z tym Bykozypkiem (kochankiem księżnej, przyszłym adjutantem, tu w zagwazdranem mieście K., na ulicy Retoryka) dawał dopiero warjata. Był warjatem kierując tamtym — sam był poprostu innym człowiekiem, logicznym w swoich pomysłach a nawet mądrym. Ale dwie jaźnie nie mogą żyć w jednem ciele — zdarza się to wyjątkowo i to na bardzo krótko, ale ogólnego równania na to niema. Dlatego nazywa się to (słusznie) obłędem. I ta biedna dzierlatka mówiła do tej zdeformowanej do–nie–poznania psychologicznej kupy czegoś (w normalnych wymiarach ludzkich nie dającej się jako to i to rozpoznać) złudzona tej kupy ogłupiałą miną. (Najwięksi myśliciele, wbrew przesądom tłumu, mają w samej chwili wynajdywania czegoś (w chwili przeskakiwania szeregów logicznych = racjonalnie zdefinjowana intuicja) właśnie najgłupsze miny — chyba że pozują jeszcze dodatkowo przed jakąś widownią.) A mówiła tak, z przyzwyczajenia kokietując go (mówiąc delikatnie) dalej bez miłosierdzia:
— Ja wiem. Ty już nie możesz. A jednak musisz, musisz. W tem jest wszystko: cała niewysłowiona tajemnica i piękno naszej miłości. Niespełniony sen, piękny jak nic na ziemi. Czyż jest coś wznioślejszego...? — Głos jej załamał się i ugrzązł w gąszczu łez. Coś było w tem tak piekielnie zmy-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/188
Ta strona została skorygowana.