„duchowych batiarów“, wybierając stamtąd co najtęższych psychicznie drabów, podobnie jak Fryderyk II-gi swoich grenadjerów. Genezyp, nie przyzwyczajony do sposobu bycia tego rodzaju indywiduów, nie mógł pogodzić się z istnieniem swych trzystu przeszło kolegów, którzy mieli prawo poufalić się z nim bez wszelkich ograniczeń. A na dnie czuł do siebie za to najsroższą pogardę. Przecież był niczem i co gorsze nigdy kimś nie będzie. Nie dadzą: a) czasy, b) ludzie i c) brak czasu. Tęsknił do innych historycznych epok, nie zdając sobie sprawy, że tam byłby jeszcze gorszą może (chociaż kto wie?) ciurą, niż w tym okresie największej rewolucji świata — jedynego przewrotu istotnego: absolutnego ujednolicenia ludzkości w formach nieprzewidzianych w żadnej doktrynie przeszłości: nikt nie mógł przedtem wykoncypować tego, że potwór cywilizacji dojdzie do takich rozmiarów i że metody walki z nim nie mogą być wypracowane zawczasu. Niby robił to faszyzm, ale za dużo pokutowało w nim jeszcze dawnych nacjonalistycznych i indywidualistycznych pozostałości. Ograniczył się więc Zypcio do paru naiwnych masek wobec bezpośrednich swych dowódców, na szczęście ludzi niezbyt przenikliwych, a poza tem otorbił się o ile możności zupełnie. Dyscyplina utłaczała go powoli i systematycznie, ale tylko na powierzchni. Chwilami nawet był zadowolony, że tak odrazu stał się tem niby-czemś w kręcącej się z coraz większą bezmyślnością machinie społecznej. W głębi rozszarpanych przez księżnę i niezagojonych bebechów puchła podświadoma żądza erotycznych przeżyć. Ale Genezyp postanowił „żyć w czystości“, aż póki nie nadejdzie prawdziwa miłość — pozornie banalne to powiedzeńko było najszlachetniejszą rzeczą, jaką ten nieszczęśliwy chłopak dotąd wymyślił. (Była to jednak „linja postępowania“ niezależna, nie mająca nic wspólnego z całokształtem życia i jako taka bezwartościowa.) Nie godził się na użycie żadnych antydotów,
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/19
Ta strona została skorygowana.