i wywalił go w kałużę, która mlasnęła z rozkoszą, przyjmując w sam środek chudy zadek francuza. Na zewnątrz w palcie (w tem znaczeniu na zewnątrz, a nie duchowo) mało co różnił się junkier od zwykłego żołnierza kawalerji. Ciemności były prawie nieprzeniknione w tym zaułku — nie mogli go poznać. Poszedł dalej z tym samym automatyzmem, który nie opuszczał go od chwili zbrodni. Lebac poprobował go gonić — napróżno. Zakręcił się na zwiotczałej ręce naokoło słupa zgasłej latarni i padł na kolana krzycząc, z akcentem na ostatniej sylabie: „Policjà, policjà!“. (Czas był przesunięty (naukowa organizacja pracy) o dwie godziny — za godzinę dopiero mogło zacząć świtać.) Zypcio nie czuł nic, nawet najlżejszego niepokoju. Jako polak był zadowolony. „Ładne alibi“ — mruknął. — „Właściwie niepotrzebnie to zrobiłem, a jednak było to konieczne dla dokończenia tego dnia. Co za lekkość! Co za lekkość! Że też ja tego wcześniej nie znałem!“ I w tej samej chwili przeraziło go to właśnie, że nic prócz tej lekkości nie czuł. „Cóż robić? — nie można się przecież zmusić do czucia tego, czego się nie czuje“. Zawinął się w tę myśl, jak w ciepły płaszcz i poszedł dalej zagwazdranemi ulicami do domu.
Obudził Liljan. Była prze–ra–żo–na. Słuchała opowiadania drżąc i ściskając go za rękę, z przerwami oczywiście — prawie szczypała go z podniecenia. Mimo, że Sturfan Abnol nic przestał ani na chwilę być jej jedynym ukochanym mężczyzną, w tej chwili dopiero poczuła co to jest to wszystko. Ten jej brat, dotąd obcy — (ileż razy myślała, że go kocha — teraz przekonała się, że tamto było niczem) — zbliżył się ku niej nagle jakby z zaświatów z niepomierną szybkością meteoru i tym pędem, który był w gwałtowności samych opowiadanych wypadków, przebił jej nie czułe dotąd ciało. Biedny Sturfan, mimo dzikich wprost zabiegów, zdołał jej rozwydrzyć tylko główkę. Poczuła coś takiego, że no niby
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/202
Ta strona została skorygowana.