— Przebacz mi Lilciu. — rzekł czule zbrodniarz do siostrzyczki. — Byłem tak strasznie względem ciebie niesprawiedliwy. Życie rzeczywiste zanadto mną owładnęło. Wiesz, że właśnie teraz, po spełnieniu czegoś najbardziej i jednocześnie — z powodu bezprzyczynowości — najmniej rzeczywistego, poczułem może najbardziej moją egzystencję, jako tego, a nie innego kółeczka w całej tej maszynie naszego perwersyjnego społeczeństwa. A — podła rasa ci polacy, a jednak... — i tu dopiero opowiedział jej całą historję z Lebac’iem. Na chwileczkę rozbudziła się. A ten gadał dalej, czując, że tylko tem gadaniem trzyma się wogóle przy życiu. Był tylko w tem — gdyby mu kto teraz przerwał, przestałby istnieć niektórzy twierdziliby, że umarł. Poczem mówił znowu ogólnie, nie zwracając najmniejszej uwagi na męki Liljany: — Jak nic właściwie nowego niema do powiedzenia, nawet w takiej piekielnej chwili! Wszystko jest już powiedziane dawno. Stany nasze wzbogaciły się, ale nie język, który ma granice swego zróżniczkowania się w praktyczności. Już wszystkie permutacje i warjacje są wyczerpane. To ta bestja Tuwim i jego szkoła dokastrowała język nasz do końca. I tak jest wszędzie. Powiedzieć już nikt nic nie może — może jedynie powtarzać, z pewnemi zmianami, rzeczy dawno sformułowane. Zjadanie własnych rzygowin. Może artyści mogliby coś opowiedzieć o stanach różnych i podać ich różnice, mimo, że dwa normalne przyzwoite indywidua, do którychby te stany należały, powiedziałyby identycznie to samo. — Nie wiedział, z jakim strasznym bólem nudy słuchała go siostra. On też cierpiał: wysilał się na te słowa z obowiązku zakończenia tej sceny, w której za mało było uświadomionych głębi. Oto byli ludzie przełomu ostatecznego — przełom chroniczny, połowiczny trwa od Rewolucji Francuskiej. Już następne pokolenie nie będzie mówić wcale w naszem znaczeniu — t. j.
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/209
Ta strona została skorygowana.