wność tego, co się działo, doszła do niewiarygodnego natężenia, a z nią spotęgowało się zezwierzęcenie do granic płciowej nieomal rozkoszy — (bo mówiąc otwarcie, bez fałszywych manigansów, czyż jest wyższa marka wstrząsu, niż właśnie to?). Wogóle już nikt nie wiedział co, gdzie, jak i poco — nadewszystko poco? Ale zdeklanszowane raz rozbestwienie i strach — jednych przed drugimi i przed szarem widmem dyscypliny wojskowej — pchały ich dalej w ohydną jatkę z beznadziejnym uporem. O „idejach“ nie było mowy — dobre są w sztabach i tajnych komitetach, ale nie tu, a i tam nawet były czasem wątpliwe w tych okropnych odbarwionych ze wszystkich kolorów czasach. Przeważnie przeżuwano tylko mdlą, przeżutą już dawno i wypluniętą przez przodków papkę: biała, trzciniastą, bez smaku i zapachu. Ale niektórzy w tem widzieli ostatni ratunek dla ich ostatnich życiowych „używek“. I poto ci durnie rżnęli się właśnie w ten paskudny dzień po ulicach ospałego, skisłego we własnym sosie miasta.
Junkrowie mieli kolosalną przewagę nad świeżo pobranymi rekrutami. W dwie minuty już uciekała bezładna kupa ulicą idącą od placu w zamiejskie pustacie, a za nią pędziły opijaniałe łatwym tryumfem „dzieci Kocmolucha“. Genezyp kulejąc potężnie rwał nieco ztyłu, ale mężnie. Widział przed chwilą jak jakiś podoficer rozwalił kolbą łeb nieszczęsnego Węborka. Słyszał jeszcze w pamięci na tle hałasu bitwy mokry (podobny do tamtego...) trzask tak oddanej generalnemu kwatermistrzowi czaszki. Tej doby dwóch Węborków zginęło prawie w ten sam sposób a w okolicznościach tak różnych. Zastanowił się nad tem z dziką jakąś satysfakcją, mającą związek tajemny z płciowemi podziemiami ciała — zdawało się to tkwić dalej nawet — w ziemi, w samym pępku wszechbytu. „Potworność metafizyczna istnienia“ — Abnol — Liljan — Persy. Koziołkujące asocjacje żywych potworków
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/227
Ta strona została skorygowana.