więcej w tej ostatniej chwili. Zasunęła wszystko ciemna mdłość i nie znośne cierpienie, zupełnie nieokreślone — w niem zaprzepaściły się tamte bóle bez śladu. Wypełniło ono zdawało się wszystkość aż po brzegi, a nietylko jego ciało, i wyparło gdzieś na zimne, ciemne krańce duszy wszystką poprzednią rozkosz. Nie można było tego wytrzymać. Świadomość zgasła na ostatniej kondygnacji poznania, gdzie już, już, już wszystko miało stać się raz na zawsze jasnem, pewnem i zrozumiałem, jak ten nieznośny „niedoból“ (malaise), rozsiany po ostatnich zakamarkach wszystkości. „Może to śmierć — ale przecież dostałem tylko w tę przeklętą nogę““ — ostatnia myśl zarysowała się w nieznanych, a mimo to w prawie niezrozumiałych znakach na absolutnej pustce bez nazwy, pustce, w której duszącem jak dym siarkowy wnętrzu, nie było już miejsca na osobowość. Przekłuta szpilką ostatniego błysku: „że to może ostatni raz...“, pustka pękła i Genezyp wśród szalonych nudności (metafizyczno–psycho–fizycznych) chwilowo przestał istnieć (sam dla siebie, jako taki).
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/232
Ta strona została skorygowana.