jest zło, jak nie trochę zanadto wybujała osobowość?) zabijały w wyznawcach i zjadaczach wszelką intuicję przyszłości, wszelką możność całkowania chwil w konstrukcję życia na dalszy dystans. Następowało zupełne rozproszkowanie jaźni na szeregi bezzwiązkowych momentów; na tle możności poddania się każdej, najgłupszej nawet mechanicznej dyscyplinie. Niedarmo pracowały nad formułką dawamesku B2 najtęższe mózgi z pośród chemików chińskich, wydzielając i łącząc niewinne grupy C, H, O i N, w fantastyczne diagramy chemicznych struktur. Bo o ile podobno sama wiara płynęła z nieznanej nikomu bliżej malajskiej wysepki Balampang, o tyle środków realizacji dostarczało Państwo Niebieskie i „koncern zbolszewizowanych mongolskich prynców i władyków“.
Dopiero teraz zainteresował się Genezyp rodziną, ale jakoś nie śmiał pytać. A czemu? Poprostu rozkoszne było mimo wszystko to poczucie oderwania od rzeczywistości; a tu kwestja „alibi“ i rozmowy z Liljaną, a tu teatr i Persy, a tu czort wie co mogłoby się wyłonić. Ale trzeba było przerwać ten stan. Ach, wiecznie płynąć tak z głową jak bania, choćby rzygając wieczność całą, byle prócz kubła nic nie było na tym świecie — żadnych problemów. Żyć w ciągłem niezdecydowaniu, w ciągłym zamiarze bez końca, w obietnicy — tylko w tem jest wszystkość i doskonała okrągłość. Ach, prawda: a zamach? Ale to było oczywiste: kwatermistrz zwyciężył. Ona potakująco kiwnęła głową, odgadując jego myśli. Gdybyż wszystko to było jeszcze dokonane w imię jakiejś określonej idei, gdyby można wierzyć jeszcze w coś poza sobą i poza obowiązkiem mechanicznego wypełniania narzuconych przez sam nieodwołalny fakt istnienia funkcji: od fizjologicznych, aż do wojskowo–społecznych — wtedy przeżycie takiej awantury byłoby szczęściem. Trudno — są szczęśliwe osobniki, które właśnie w takiem wplątywaniu
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/237
Ta strona została skorygowana.