wszelką kontyngencją życiowych spraw. Jeszcze trochę to spotęgować, a nastąpi nicość: „zlanie się z dwoistością“ Murti Binga.
Informacja: w wierze tej nie było metampsychozy, hierarchji i kondygnacji „planów“, tylko różne sposoby (a nie stopnie) zlewania się z jednością tu, w jedynym bycie możliwym, czasowo–przestrzennym. Na tem polegała wyższość wiary tej nad różnemi „teozosiami“ (jak mówił Kocmołuchowicz), że nie było w niej nadziei na jakieś tam „poprawki“ na innych „planach“: tu trzeba było zrobić wszystko, a inaczej „sposób zlania się z jednością“ mógł być tak straszliwy, że skóra cierpła na samą myśl o tem. Wiedzieli o tem ci, co zażyli choć raz (wogóle więcej nie było nawet trzeba) piekielne pigułki Prezesa Najwyższej Rady Chemicznej Niebieskiego Państwa, nieśmiertelnego Czang – Weja. Mieli przedsmak tego, co ostatecznie (czas był wykluczony z tych rozważań — jak? — nikt nie wiedział — ale nie była to bynajmniej wieczność) przeżyćby musieli, gdyby nie chcieli poddać się dyscyplinie śmierci za życia, zupełnemu zmechanizowaniu wszelkich funkcji życiowych — miało to być uczucie „malaise“, podobne do duszności, niestrawności, mdłości i zgagi, doprowadzone do nieskończonych nieomal potęg wszystkich czterech tych elementów, przyczem wizje wzrokowe przedstawiały niesłychanie męczące bezskuteczne zlewanie się niezrozumiałych przedmiotów w coś, co istnieć nie mogło.
Eliza trzymała dalej rękę Zypcia i była to jedyna pępowinka, którą łączył się ze światem. To była nareszcie prawdziwa miłość: „kochanka“ nie wciągała go w zdradliwe gąszcza „takości“ życiowych, tylko stwarzała pancerz, izolujący go od reszty istnienia, ginąc w niem sama jako obca jaźń, stając się tylko symbolem absolutnej samotności. Oczywiście taką była prawdziwa miłość dla niego (czyli dla „draba z dna“) — dalekie to było od tego, co normalnie za miłość uważanem bywa: w tej wyśrubowanej w sobie osobowości nie było już miejsca nietylko na przejęcie się kimś drugim „od środka“, na „dbanie o niego“ w najogólniejszem znaczeniu, ale nawet na obojętne zrozumienie fakty, że inna niż on psychiczna struktura w ogóle jest możliwa. A cóż dopiero mówić o poświęceniu dla kogoś, zrezygnowaniu