z tej „ciemnej strony“, w tak spotworniałej interpretacji starzejącego się byłego demona. Tylko perwersja wytworzona przez księżnę kazała mu tkwić aż do ostatecznego pęknięcia w niezdrowej atmosferze niedosytu przy Persy; tylko wahnięcie się w przeciwną stronę zmuszało go teraz do szukania izolacji od życia w mętnej, zatumanionej, słabej „duszyczce“ Elizy, w której oparach mógł się roztopić w bezosobową nicość, nie tracąc złudzenia życia — chwilowe wymignięcie się z katatonji. Jad krążył dalej nieznacznie w jego psychicznych arterjach — on to żywił i sycił rozrastającego się w Zypciu ciemnego gościa–nowotwora, autora pierwszej bezprzyczynowej zbrodni.
Księżna zaczęła mówić tak, jakgdyby miała przygotowaną zgóry dłuższą przemowę. Ale w czasie tej recytacji skręciło się w niej coś i, poprzez ukryte łzy, wyrwały się z niej słowa jej samej nieznane, którym sama się dziwiła, słysząc je mówione przez siebie.
— Zypciu — już nic między nami nie stoi. — Tu pękła krótkim histerycznym śmieszkiem z dawnych czasów. Zaśmiał się i Zypcio, ale krótko i węzłowato. Eliza spojrzała na nich dziwnie okrągłemi oczami, ale bez żadnego zdziwienia. Księżna mówiła dalej z niezwykłą powagą: — Możesz kochać ją — bo przecież widzę co jest. Jak tylko dowiedziałam się, że to ona jest pielęgniarką w szkole, wiedziałam już co będzie. Wiem teraz wszystko. Oświetlił mnie Murti Bing przez Mistrza Dżewaniego. — „Choroba czysta z tym Dżewanim — czyż oni opanują w ten sposób wszystkich“ — pomyślał Genezyp i spytał brutalnie:
— A pigułki księżna już jadła?
— Jadłam i nie w tem rzecz...
— Ja mam tego dziewięć sztuk i dziś to zeżrę. Dosyć mam tych gadań.
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/253
Ta strona została skorygowana.