Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/256

Ta strona została skorygowana.

damiane, aby być tem właśnie. Wystarczy, że ktoś jeden sklasyfikuje pewne fakty, jako symptomy takiej właśnie przemiany. Nic więcej nie trzeba dla przyszłego historyka.
Księżna: Myślisz pewno Zypulka, że ja tak przez kompromis: że szukałam czegoś, coby mi mogło zastąpić rzeczywiste życie i ciebie, który tego życia jesteś symbolem i tak wpadłam na pierwszy lepszy paljatyw. Mylisz się...
Zypcio: Nigdy tak nie myślałem... (A właśnie tak myślał.)
Księżna: Otóż to dobrze, bo tak nie jest. To, do czego przyznać się przed sobą nie mogłam: że między nami, dla twego dobra musi być koniec, to zrozumiałam dopiero, kiedy on zaczął mówić. A przedtem, wiesz, walczyłabym może z tamtem przeciw tobie. — I nagle rozpłakała się, ale już na dobre. Ale nie było w płaczu tym cierpienia nad niepowrotną przeszłością: była raczej rozkosz wyniesienia się ponad dotychczasowe bagno upadków, zwątpień i sztucznie podtrzymywanej wiary we własną fizyczną niezniszczalność. — Nawet myślałam, że gdybyś ty mnie był zabił w bitwie, to byłoby tak piękne, tak piękne, że aż żal naprawdę, że się tak nie stało. — Genezyp skręcał się z żalu. Więc ona biła się jeszcze, biedactwo. Gdyby zginęła nigdy, ale to nigdyby sobie tego nie darował. Teraz, kiedy spadł z niego fizyczny ciężar miłości spotworniałego, a jednak tak zmysłowo pięknego starawego pudła, teraz dopiero poczuł jak bardzo ją kochał (i kocha dotąd — może więcej niż na samym początku ich stosunku). Nawet na dnie zawiłych splotów uczuć zjawiło się lekkie przeczucie tego, co jej zawdzięczał — gdyby miał czas oceniłby to w zupełności, ale nato trzeba byłoby, aby jad zresorbował się całkowicie, a zostały tylko stworzone przezeń anty–ciała. A przyszło zrozumienie to na tle takiej podłej myśli: „Coby było gdybym w jej postaci nie miał antydotum przeciwko tamtej? Czyż