potrafiłbym wybrnąć z tego z tak małemi stosunkowo stratami: jeden pułkownik, atak obłędu no i tylko „stracone zachody miłości?“ Genezyp rozkosznie cierpiał patrząc na spłakaną twarz Iriny Wsiewołodowny. Wszystko się uwznioślało tak przyjemnie i księżna była jednym z elementów tej ogólnej przemiany. Eliza pocieszała ją blado, ale zato bardzo skutecznie. Po chwili uśmiechnęła się przez łzy i piękna była tak w tym zmieszanym wyrazie radości i cierpienia, że Genezyp zadygotał cały z dziwnych uczuć, które już, już mogły przejść w stan zdecydowanie jednolicie płciowy. Na to wszystko weszła rodzina: Matka, Michalski, Liljan i Sturfan Abnol. Rozpoczęły się typowo rodzinne czułości. Liljan wpatrywała się w Zypcia wszechwiedzącemi oczami. Był jej pewnym — to była piekielna przyjemność. Czuł się uwielbianym przez nią może więcej nawet, niż przez tamte dwie kobiety i dziko był zadowolony, że Liljan ma na własność jego tajemnicę, o której nigdy nie dowie się Abnol. A do tego matka... Teraz dopiero osiągnął szczyt szczęścia. Popełniona zbrodnia łączyła się z tym kłębem kobiecych uczuć wokół niego w harmonijną, konieczną całość — była warunkiem pewnych kombinacji z Liljan i Elizą, bez których nie byłoby to szczęście tak pełnem, prawie absolutnem. Na wyrzuty sumienia nie było wprost miejsca. (Może gdyby znał bliżej tego nieszczęsnego Węborka, to może — ale tak? — nie można wymagać nawet wyrzutów od takiego, który bez powodu zabił kogoś, w minutę po poznaniu się z nim. Nonsens. Mało kto miał takie przeżycia i ogół nie jest w stanie tego należycie osądzić.) A do tego jeszcze rozkaz dzienny szkoły, który przyniesiono przed chwilą: już był oficerem i to takim, który w bitwie stawał, wprawdzie nie jako dowódca i w parszywej miejskiej strzelaninie, — no, ale dobre i to. W rozkazie stało, że jakkolwiek do promocji pozostawał od buntu Syndykatu Zbawienia jeszcze tydzień, to jednak, ponieważ
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/257
Ta strona została skorygowana.