A potem zobaczył całe swoje życie, ale jakby wyżarte przez płomienie — niepełne, z lukami okropnych ciemności, w których nieznany drab (on sam, ale podobny z wyrazu do Murti Binga) czynił niezrozumiałe rzeczy, deformując się i zwiększając do nieskończonych prawie rozmiarów, to zmniejszając się do czegoś nieodszukalnego, mikroskopijnie małego, zaplątanego w czemś innem, co było samemi wnętrznościami świata — była to w istocie kupa niewiarogodnych flaków, miotająca się wśród erotycznych transów części swych, jako nienależących do nikogo osobowego, organów płciowych. To było jego życie, ale już rozpatrzone krytycznie z punktu widzenia jakiejś wyższej, nie–człowieczej celowości — cele były poza tym światem (w tej tajemniczej przestrzeni) ale życie musiało układać się według nich, inaczej potencjał świata musiałby się zmniejszać, a nawet dojść do zera i wtedy (o, okropności) nietylko zapanowałaby Nicość Bezprzestrzenna, coś niewyobrażalnego, ale także wszystko to, co już było zostałoby przekreślone i byłoby to równoznaczne z tem, jakby nigdy nic nie istniało i istnieć nie mogło. Strach przed tem był wprost niewymierzalny. Stąd powstawała ta niesłychana „żarliwość w posłuszeństwie“ wszystkich wyznawców — Nicość z przekreśleniem przeszłości — jakże to było możliwem? A jednak podczas działania Dawamesku B2 rozumiało się te rzeczy tak łatwo, jak ogólną teorję funkcji. Zobaczył Zypcio całe swoje życie i przysiągł poprawę. Zbrodnia, której dokonał, przedstawiała się w tym obrazie jako przeniknięcie się dwóch krystalicznych potęg w sferze Wiecznego Ognia — Węborek stał się nim, Zypciem, a bynajmniej nie zniknął, jak to się wszystkim zdawało — za to Zypcio był dwuosobowy — oto wszystko. Ale sam moment objawienia prześlepił jak wszyscy. Zdaje się że chwilą najistotniejszą było tu to wściekłe przebijające łypnięcie, ale kiedy dokładnie i jak zazębiało się
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/261
Ta strona została skorygowana.