tycznych myśli (przed samą ostateczną bezmyślnością) (skończy się nauka w znaczeniu ogólnem i zakorkuje się filozofja) dąży ludzkość — w naszych oczach się one tworzą. Ale iluż „spłyciarzy“, szlachetnych (czy koniecznie) optymistów i sprytnych psychicznych byznesmanów nie widzi tego i widzieć nie chce.
A więc: Zypcio był już prawie nasycony dogmatyką nowej wiary, gdy Eliza znajdowała się na krańcach możliwości rozmów. Już, już za chwilkę miało się wyczerpać wszystko i miłość idealna zjadłaby przed czasem miłość wogóle, tę prawdziwą, niezróżniczkowaną na duchową i zmysłową. A zmysłowe okropności czekały w przyszłości, obstawiwszy drogę życia, jak sfinksy świątynną egipską aleję. Pod koniec rozmówki były mniej więcej takie:
Genezyp: (Nieszczerze). — Czuję się w sferze twojego ducha doskonałością tem większą, im bliżej jestem tego przecięcia się dwóch linji osobowości: przestrzennej i czasowej, o którem mówiłaś wczoraj...
Eliza: (Patrząc bezkreśnie, dwuokienkowo, jeden wzrok błądził koło wyspy Balampang, — drugi, ciemny, po zakamarkach ciała, dotykając, probując wewnętrznych organów. Któreby–tu, od których by tu, któremi by tu tak zagarnąć... Co? Zbudziła się). — Wiesz — chwilami straszliwe przychodzi na mnie zwątpienie: jeśli źródło pojęć ostatecznych, tych, które musimy przyjąć nie jest potęgą dobrą, tylko obojętną, to dlaczego właśnie świat ma być postępem, a nie bezkierunkową oscylacją — a wtedy, w której fazie jesteśmy? — albo nawet ciągłym upadkiem? — (Przez wątpliwości lubiła najbardziej dochodzić do wiary). — Ograniczoność nasza nigdy nie da nam pewności co do znaku: plus czy minus, całości Bytu.
Genezyp: (Nieprzyjemnie ocknięty). — Zawsze mówiłem, że etyka jest względną. Tylko specyficzne właściwości danego
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/275
Ta strona została skorygowana.