oficerskich, które umyślnie w tym celu zwołane być mają”. Ordynansowy oficer zaanonsował Dżewaniego. Skąd właśnie teraz tu? Kocmołuchowicz poczuł się tak, jakby był obleziony przez kleszcze w ceylońskiej dżungli. Wszedł młody i piękny hindus w smokingu. Na głowie miał turban, spięty szafirem wielkości gołębiego jajka. Zmierzyły się ze sobą dwie potęgi: wysłannik tajny wschodniej komuny z dewizą: zniszczyć najpierw wszystko, a potem stworzyć nowego człowieka i odtruć ziemię z jadu białej rasy i bezidejowy, nieświadomy siebie niewolnik potwornej machinacji komunizmów zachodnich, a poza tem siła sama w sobie, samowichrowata, bez określonego kierunku, jedno z ostatnich ginących indywiduów — (czepia się takie czego może bezprzytomnie). Rozmowa była krótka.
Dżewani: Czemu Wasza Ekscelencja zabrania żołnierzom świetnego Przedmurza — (wymówił te słowa bezczelny hindus z ledwo dostrzegalną ironijką) — uczestniczyć w wielkiej prawdzie, ogarniającej nietylko nieskończoność idealnego bytu, ale i przyszłość stworzeń myślących w całym kosmosie, na wszystkich aktualnych i możliwych planetach? — Kocmołuchowicz rzeki na to spokojnie, prawie słodko, a straszna to była słodycz:
— Jakto nikczemny szpiegu żółtej lawiny...
Dżewani: Nic wspólnego nie mamy z najazdem mongołów. Nic nigdy nam nie udowodniono...
Kwatermistrz: Nie przerywać. Więc czyż tylko myśli, które są tu — (tu stuknął się w swoje guziaste czoło mędrca) mogą być niepoznawalne?
Dżewani obdarzony był słuchem wprost piekielnym, a potęgował go przez użycie specjalnych rożków akustycznych. Wynalazek chiński — nieznany na Zachodzie. Podsłuchał cały rozkaz z poczekalni oddalonej o trzy pokoje, przedzielone wypoduszkowanemi drzwiami. Słuchał poprzez
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/284
Ta strona została skorygowana.