tym problemem — poraz–pierwszy naprawdę ogarnął go strach przed obłędem — czy nie zapóźno? — jego, skończonego już warjata, żyjącego tylko mocą nadwyżki sił, których dostarczała sama sytuacja zewnętrzna, no i skatatonizowanie. Ale nie było czasu zastanawiać się nad takiemi głupstwami. Właśnie zajechali przed jakąś zakamuflowaną ciężką baterję, gdzie Kocmołuchowicz wypowiedział jedno z tych swoich słynnych, wstrząsających najtajniejsze żołnierskie bebechy, przemówień. (Nigdy ich nie zapisywano i nic drukowano, bo bez jego obecności, głosu, postawy i tej atmosfery, którą koło siebie stwarzał — okazywały się bardzo liche i nieudolne. On sam był tego zdania.) Ledwo skończył, a tu, jak na zawołanie nadleciał od dalekich pozycji chińskich ciężki, 11–sto–calowy granat i pękł tuż przed linją armat, zasypując wszystkich ziemią i drzazgami rozwalonych rogatek. Cudem nikt nie zginął, ale Wódz dostał po łbie dużym kawałkiem drzewa. Drugie ostrzeżenie. Żałował Zypcio, że niezdolnym był już do odczuwania tego entuzjazmu, co w szkole, gdy parę buczeń trąb i sam głos Wodza zdolne było rozpromienić świat cały w szalony wybuch skondensowanego uroku życia. Ze spuszczoną głową, wstydząc się za niesmaczne dowcipy Kocmołuchowicza, słuchał całej tej baliwernji, jak skazaniec, dla którego pojęcie życia straciło sens wszelki.
Dalej wypadki potoczyły się z przeraźliwą szybkością. Nazajutrz rano stał już Wielki Kocmołuch otoczony sztabem na kocie 261, skąd miał obserwować bitwę, [wobec braku gazów i samolotów, (co za rozkosz!) bezpieczeństwo było względnie duże — 10 km. od własnej pierwszej linji.] a raczej jej punkt centralny zdeklanszowania. Front bitwy rozciągał się na przestrzeni 300 km. — trwanie jej obliczano na dni pięć minimum: Za sztabem, na jakie tysiąc kroków, rozłożyły się trzy pułki legjonu przybocznego, konnych pe-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/324
Ta strona została skorygowana.