swe oblicze, przez uwzględnienie najdrobniejszych jego elementów. Beztwarzowa, zamazana jedność wschodziła na krańcach historji, jak ponury, czerwony, jesienny księżyc, oświetlający pobojowisko po bezcelowej walce. Straszliwe, metafizyczne prawo ograniczenia pokazało z poza nieogarnionych pozornie horyzontów swoje nieprzebyte barjery i rogatki. Spiętrzona fala tak zwanego „rozwoju“ i „postępu“ kłębiła się bezsilnie u stóp przeszkody nie–do–zdobycia, którą jest — w całem nieskończonem Istnieniu, a nietylko u nas w Polsce i na ziemi wogóle —: niemożność przekroczenia pewnego stopnia komplikacji bez utknięcia w bezwyjściowym chaosie: niewspółmierność społecznego elementu z całością, którą wielość ich tworzy. Chyba cofnąć się. — Ale jak?
Już ubierając się wiedział Zypcio, że wstąpi tylko do domu, a potem ordynarnie „poleci“ natychmiast do „Palazzo Ticonderoga“ na ulicy Granicznej. Naturalnie nie w celach erotycznych (to było oczywiście wykluczone — gdzieżby! taka hańba!) tylko w celu esencjonalnych wyjaśnień dotyczących stosunków duchowych, wyjaśnień, które nastąpiłyby bezsprzecznie, gdyby nie przerwał ich wtedy brutalnie dyżurny oficer. To połączenie wojskowości z erotyką, ta militarna bezwzględność i mundurowo–sprzączkowo–paskowa dokładność i twardość, zastosowana do rzeczy psychicznie tak subtelnych, a fizycznie tak śliskich i miękkich, miała dla Genezypa specjalny urok. Ostrość i brzęk ostróg zdawały się wrzynać (z młodem okrucieństwem pierwsza, z rozpacz wzbudzającą beztroską drugi) w pragnące bebechy wszystkich bab świata. Co tam ta jedna głupia księżna! Miał je wszystkie pod sobą jak jakieś zajeżdżone na śmierć klacze, suki pokornie pełzające, smutnie łaszące się kotki. Czuł wyraźnie „nieczłowieczość“ kobiet. (Matki stanowiły niby wyjątek. Ale ta sprawa była niewyraźna — chyba wziąć pod uwagę czas od chwili urodzenia dziecka.) Życie roztaczało się zachęca-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/38
Ta strona została skorygowana.