nezyp negatywny ekwiwalent swego „Minderwertigkeitsgefühl“). I on w nią....! A, to nie–do–uwierzenia! Tego nie było i więcej być nie może. Nie mógł zupełnie pojąć na czem polegało to wyolbrzymienie, udostojnienie, to „ukoronowanie tego babska w innym rzędzie wielkości“. Bo nie urodzenie, nie uroda jako taka (w zupełnej niezależności od stosunku jaki ich łączył i rozdzielał), nie wpływy, które miała w zagrożonym w swoich podstawach Syndykacie Narodowego Zbawienia. Więc co u djabła?
Coś było w tej nadbabie straszliwego poza wszystkiem dającem się określić: stała się dla niedoszłego metafizyka wcieleniem, jedynem narazie, tajemniczości bytu, zamarłej w sferze bezpośredniego przeżywania zupełnie. W niej, a nie w nim, osobowość występowała jako tajemnica z mrocznego gąszczu życiowego zagmatwania — piętrzyła się jak niezdobyta twierdza w nieskończonych obszarach bezsensu. Poco? Poto aby być, psia krew! — i na tem koniec. A reszta to umysłowe fintifluszki tchórzów i niedołęgów, zasłaniających społecznemi fikcjami, wyniesionemi do godności zaświatowych potęg, ponurą, niesprowadzalną do niczego potworność Istnienia. Bo może być i potworność wesoła — ale ta niestety jest udziałem tylko czystych cyklotymików.
Zypcio, po dwóch tygodniach gniotu dyscypliny, pławił się teraz w tej atmosferze „rozdarcia ran“, z uczuciem niewysłowionej męki. (Tło, tło było nieodpowiednie — wszystko można znieść na „podchodiaszczom fonie“). Oglądał tajemnicze istności niepoznawalnych bytów, jak zwierzęta dziwne w menażerji, lub monstrualne ryby w akwarjum — przez kraty i trzycalowe szyby. Nigdy nie wejdzie do tych klatek, nie posiędzie istoty przeżywania tych bestji, nie będzie pływał nigdy w swoistem medjum tych potworów jak w swem własnem. To przebicie się przez życiową realność, nudną jak beznadziejne czekanie na łup jesiennego pająka w odmuszo-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/42
Ta strona została skorygowana.