— No czy tak bardzo dosyć, panie Zypulka — śmiała się już otwarcie Irina Wsiewołodowna.
Matka. — Zypciu! Jak ty mówisz ordynarnie! Ty musisz zacząć bywać... — Księżna spoważniała.
— Panie Zypku: Sturfan Abnol, ten schizofrenik, ten genjalny marzyciel wcielonej pustki, zawrócił panu głowę swemi teorjami. To dobre w teatrze Kwintofrona Wieczorowicza — dodała widząc oburzenie na „jasnej twarzyczce“ Liljan — w teatrze w swoim rodzaju nadzwyczajnym. Tam jest miejsce dla niego, artysty — bo artystą jest mimo, że twierdzi, iż sztuki nienawidzi — tam, gdzie właśnie zupełna pustka w znaczeniu nieobecności wszelkiej treści realnej, wciela się naprawdę w życie jako zbiorowa twórczość artystyczna. Indywiduum się w sztuce skończyło. Bo w to wytwarzanie nowej treści urojonej, w przeciwieństwie do jakiegoś dawnego formizmu, nie wierzę. Byłam raz i nic — dosłownie nic. Ale musimy tam pójść razem. Liljan już w przyszłym tygodniu wystąpi poraz–pierwszy w cudnej burdelesce, swego Sturcia czy Fania. Ale literatura — mówiła dalej swym najbardziej uczonym stylem — nie tkwiąca silnie w podłożu społecznem danej chwili, bojąca się jadowitych problemów i dalekich horyzontów dla jakichś dydaktycznych urojeń; chęci podnoszenia mas, musi być fałszem, narkotykiem „tretiawo razriada“ dla ludzi słabych, nie mogących wziąć za kark najprostszej rzeczywistości. Sam Abnol przerzuca się na teatr z całym swoim niby hyperrealizmem... (Nieletni fornikator był zgnębiony na miękko. Rosyjski przewlekły akcent działał na niego jak yohymbina).
— Co za pomieszanie pojęć w tej biednej rudej głowie — zaczął Genezyp programowo — wyższościowo, ale nie wystarczyło mu materjału i odwagi i utknął. — Niech pani lepiej postawi jasno kwestję wobec mamy. Skąd ta cała życzliwość dla mnie? Chce pani mieć okaz dla obserwacji? Chce pani na
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/48
Ta strona została skorygowana.