bydlęcym sensem — wszyscy czworo w tej samej dokładnie chwili, gdy pili herbatkę tu, w tym saloniku.
— Czemu — tak, czemu — powtórzyła obłędnie księżna i zaraz spadła z tamtego wymiaru w ten salonik, jak postrzelony ptak. — Muszę tu pilnować przyjaciół męża, a przy tem mam pewien osobisty interes... Gdybym była tam, musiałabym się starać o uwolnienie Adama. A ponieważ znany jest mój osobisty urok, więc rozumie pan, oni wszyscy zawzięci są na mnie więcej niż na kogokolwiekbądź — żeby pokazać swój niby objektywizm, dla przykładu, żeby pokazać, że ja na nich nie działam, właśnie na złość będą stokroć bezwzględniejsi niż z jakąś pierwszą–lepszą petentką.. — Genezyp nie słuchał tych tłomaczeń.
— Ten osobisty interes, to jestem ja — raczej moja cielesna powłoka. „Obołoczka“ — tek. — (Był sam dla siebie tak wstrętny, że nie mógł „wyjść z podziwu“, że go poprostu na pysk stąd nie wylewają). — Jestem dla pani smacznym kąskiem — niczem więcej. Bo nawet sympatji pani dla mnie nie ma. Traktuje mnie pani jak głupie zwierzątko — użyć a potem wyrzucić. I tylko podziwiam matkę, że z panią razem przystępuje do spisku przeciw mnie, chcąc mi odebrać siłę i odpowiedzialność, jako jej opiekunowi.
Ta bzdura była już kompletnie ponad siły obu pań. Coś zaczęło się rwać. Bezsens stanu całego społeczeństwa, z fikcyjnym rozdziałem na Syndykat i to coś bezimiennego, o czem bali się mówić, a nawet myśleć, naśmielsi i to beztwarzowe, tajemnicze, zadowolenie z chwili, to właśnie wcielało się w tę właśnie chwilę w tym salonie, jak w najdoskonalszy symbol. Niepotrzebność tych ludzi i takich ich stosunków. Ale niepotrzebność dla kogo? - dla nich, czy dla tych tam obałwanionych i zadowolonych robociarzy? Chwilami zdali się niepotrzebni wszyscy i ci i tamci — niepotrzebny był świat — nie miał go kto przeżywać w sposób godny i warty. Zostawał pej-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/51
Ta strona została skorygowana.