bokui budził się z świeżemi ustami, pachnący świeżo skoszonem sianem. One to lubiły bardzo.
Dzień „premjery“ Liljan podwójnie był (później oczywiście) pamiętny dla Zypka, bo przed południem odbył przegląd szkoły sam Wódz. Z nudów oczekiwania (jego nudą mogłoby się zabawić jeszcze z pięćdziesięciu głównodowodzących ze wszystkich armji świata) rozpoczął objazd prowincjonalnych „wojennych“ szkół. Była to jedna wielka orgja fetyszyzmu. Ale Kocmołuchowicz miał jedną zaletę rzadką: uwielbienie innych spływało z niego jak deszcz z oilskinu, a przy tem nie obowiązywało go do bycia nadal tym właśnie uwielbianym. Umiał nie dopuścić bałwochwalczej czci dookolnej, nawet najbliższego otoczenia, do tego rozkosznego wewnętrznego organu, (tej „łechtaczki ambicjowej“ jak go nazywał), którego wtórne działanie stwarza potem wtórną osobowość, (nie tą którą się być miało) jako sumę wszystkich drobnych popchnięć czcicieli, nowotwora, pożerającego często najtęższe charaktery.
Wszelkie porozumienie z chińczykami było wykluczone. Właśnie niedawno wrócił przecie starszy syn księżnej, ambasador z Hańkou, w zaplombowanym wagonie. Nikt dosłownie nic nie wiedział. Po wysłuchaniu raportu kazano młodego księcia zamknąć w celkowem więzieniu kwatermistrzostwa i tyle o nim słyszano. Tajemnica stawała się coraz bardziej jątrząca w swej kurtyzaniej zalotności. Już, już miała się odsłonić i znowu oddalała się, tańcząc lekko i zwijając się w zwojach niewiarogodnych blag. Wszelkie starania księżnej zmierzające do uzyskania widzenia się z synem, nie odniosły żadnego skutku. Coraz bardziej była z tego powodu rozdrażniona, a całą rozpacz topiła w potężniejącej rozpuście z Zypkiem, który stawał się podobnym raczej do jakiegoś upiorka ze złowrogiego snu o utraconej młodości, niż przyszłego adjutanta Wodza. A piękny był jak młody djabeł. Dorosłość sam-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/78
Ta strona została skorygowana.