„prawdziwym krytykiem“ tak samo jak stangretem czy maszynistą. Dziś miał w zadku swego „Eufanazego“ całą literaraturę, podobnie jak Kocmołuchowicz w zadku „Siwka“ nieomal że świat cały, z wyjątkiem... Ale o tem później. (Naiwne zaciekawianie). Co to kogo może obchodzić w czasach, gdzie wszystko się wali i na żywo przewala de lond en comble. Może to i było czemś realnem kiedyś: ten cały niby związek literatury z życiem i wpływ jej na to życie właśnie. Ale teraz kultura o ile jest wogóle, fabrykuje się w innej kondygnacji wartości, świadomie czysto społeczno–ekonomicznych. Może nie jest już kulturą w dawnem, spenglerowskiem znaczeniu, nie opiera się na mitach, choćby się tu stu Sorelów nawet zagadało na śmierć. Ta manja nie widzenia kardynalnych różnic w czasie to też jeden z atrybutów typowego „spłyciarza“. „Wszystko jest to samo, dusza ludzka jest niezmienna, wszystko było i będzie, są tylko oscylacje“ — ględzą psie–krwie, zamazując istotne przepaście, tropiąc problemy w celu zniszczenia ich gdzie mogą. A w sferze pojęć absolutnych i koniecznych są psychologistami, empirystami i wogóle „względnisiami“. Och, wytruć to plemię! Ale mniejsza z tem. Trudno: słowo przestało być twórcze: wlecze się za życiem społecznem, jak tabor za zwycięskiem wojskiem. Przeżuwa zaledwie materjał, ale nie stwarza nowego. Pewnie nietylko dlatego, że ilość słów jest ograniczona, a nowych pojęć zasadniczych przybywać nie może, ale z powodu wygaśnięcia głębszych źródeł twórczości: zasychania i więdnięcia samej osobowości ludzkiej. Dawniej słowo było na froncie, a dziś? Co taki pół–artystyczny (bo już nawet nie pełny artysta słowa dawnych czasów — ci — wymarli) bałwan Sturfan Abnol, wie o istocie takiego Kocmołuchowicza? Nie może już chwycić rozpiętości jego fali na swój sparszywiały transformator. Życie wyprzedziło sztukę pod względem jej materjału, nie mogą nastarczyć już temu napięciu nawet sami główniarze z ich zdewergondo-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/95
Ta strona została skorygowana.