tej niestrawności, to była jego prywatna świadomość. Wrogowie jego nawet czuli, że istnieją przez to tylko, że są jego wrogami — czysto negatywnie szwendali się po tej ziemi. Na tem polegała jego Nietykalność i na Tajemnicy. Tą tajemnicą i pieniędzmi Zachodu żyło wszystko. Cienka była to warstewka, oj cienka! Gięła się już czasem miejscami, ale nie pękała. I na nią to wpełzała powoli nowa wiara Dżewaniego, za którym piętrzył się jak wieża z żelaznej mgły, tajemniczy do niewymierzalnej potęgi, nikomu nieznany Murti Bing, na dalekiej malajskiej wysepce. A tu pod nogami wstręt, wstręt, wstręt — niech przyjdzie zniszczenie, byle piękne — bo w tej idealnie zorganizowanej pracy, zaczynały już śmierdzieć jakąś metalową zgnilizną nawet szczero–złote serca i stalowe umysły. Tak, tak — jeden Kocmołuchowicz — w nim była do tego jeszcze głupia młodość i wyzywająca niebezpieczeństwo siła, ale nie ta głupia dawna, albo ta krótkotrwała tak zwana dancingowo–sportowa, nie siła i młodość mądrych bydląt z przedhistorycznych epok, takich bydląt paleontologicznych, jakich dziś niema, (bo dziś marne, biedne człowieczysko splugawiło nawet dzikiego zwierza swoją marną o nim świadomością) tylko perwersyjna, powstała jakby z wywróconej podszewką na wierzch starości i słabości — na złość wszystkim. [„Zbrudził człowiek świat, narobił świństwa pod siebie i w tem siedzi — za kark go jak szczeniaka, w mordę i rzucić potem na nowo na tło wszechświatowej przestrzeni“ — to była jedyna „astronomiczna“, jak ją nazywał, filozofja Kwatermistrza — na Drodze Mlecznej kończyły się dla niego te problemy — czytał tylko „Zwei neue Welten“, Fournier d’ Albe’a, jako najwyższy już intelektualny luksus i pękał sobie z tego ze śmiechu. Zhypostazowana Przestrzeń była jego jedynym fetyszem — niebóstwem. — Czas miał w zadzie „Siwka“. Ten zad biednego (skończył bardzo tragicznie) „Siwka“ była to zaiste przedziwna rupieciarnia.
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nienasycenie II.djvu/97
Ta strona została skorygowana.