przezemnie uwagi na opinję publiczną, przez co czyny, które u innego przeszłyby bez zwrócenia uwagi (n. p. wypicie aż trzech wódek w jakimś barze), w stosunku do mnie wywoływały niekorzystne dla mnie oburzenie, nieproporcjonalne do ich wartości. Mniejsza z tem.
A więc: zaczynam pisać dziś (6/II 1930 r.) tę książkę „na P.”, to znaczy w stanie palenia. Jutro, jak zwykle, przestaję palić — sądzę, że tym razem definitywnie, lub na czas bardzo długi — i rozdział o nikotynie będę pisał w miarę odzwyczajania się od papierosów, przyczem jest możliwość, że w środku pisania zapalę znowu, i „nie omieszkam zwierzyć się” z tego faktu przed ewentualnemi czytelnikami. Tyle razy się to zdarzało! Z nikotyną walczę już od lat 28-iu i mimo częstych okresów abstynencji (do kilku tygodni), nie zdołałem całkowicie jej przezwyciężyć. Możliwe to jest i teraz, mimo zaczęcia niniejszej pracy. Zbliża się jednak chwila, w której staje się to koniecznem, o ile nie miałbym zrezygnować z wszelkich wyższych aspiracji w stosunku do siebie samego. Detale na ten temat później. Sądzę, że ten sposób opisu, — to znaczy na NP1 [1], czyli w stanie niepalenia — będzie dość istotny, ponieważ jednocześnie pragnąc ulubionego i znienawidzonego narkotyku ostatniego chyba rzędu — (niech będą przeklęci Indjanie i ci, którzy to świństwo do nas zawlekli) —
- ↑ Numery przy NP oznaczają ilość dni. Tego samego markowania używam na moich rysunkach.