dobrą kolację, zamiast mieć ochotę na torsje i puls zredukowany jak się zdaje tylko do stopnia koniecznego aby wogóle żyć. Na tle tych spotęgowanych hypnagogów przesuwają się czasem smugi kolorów: czerwony, fiolet, niebieski i cytrynowo-żółty. Są one jakby w innej płaszczyźnie niż widziane postacie — trochę bliżej i pochodzą „z innego widzialnego świata”. Czuję stanowczo szalone spotęgowanie wyobraźni ale jeszcze nic znowu tak aż nadzwyczajnego. Kiedy otwieram oczy — bo trzeba nadmienić, że rzadko widzi się coś przy oczach otwartych — świat jest prawie normalny. Tylko jakby jakaś lekka deformacja i to samej przestrzeni a nie przedmiotów i pewna „niesamowitość rzeczywistości”, słabo przypominająca stan zatrucia kokainą. Tylko o ile alkohol i kokainę zaliczyć można do jadów realistycznych, — potęgują świat nie dając nastroju niesamowitości — o tyle peyotl nazwałbym narkotykiem metafizycznym, dającym poczucie dziwności istnienia, którego w stanie normalnym doznajemy niezmiernie rzadko — w chwilach samotności w górach, późno w nocy, w okresach wielkiego umysłowego przemęczenia, czasem na widok rzeczy bardzo pięknych, lub przy słuchaniu muzyki, o ile nie jest to poprostu narmalnem wrażeniem metafizyczno-artystycznem, pochodzącem od pojmowania bezpośrednio samej Czystej Formy dzieła sztuki. Ale wtedy ma to inny charakter: nie jest przerażeniem nad dziwnością bytu, tylko raczej łagodnem usprawiedliwieniem matafizycznej jej konieczności.
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nikotyna Alkohol Kokaina Peyotl Morfina Eter.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.