Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nikotyna Alkohol Kokaina Peyotl Morfina Eter.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

specjalnie mi chodziło). Paszcza jest tak olbrzymia, że nie mieści mi się cała w polu widzenia. Pęka i drze się w strzępy. Przekrój ziemi, ale ustawiony prostopadle do poziomu. Widzę warstwy najrozmaitszych kolorów i niesłychanie bujną, jakby tropikalną roślinność. Znowu walka „bezprzedmiotowych potworów” — staram się napróżno zapamiętać ich kształty, zmieniające się co chwila. Są one maszynowate, ale żywe. Wyciory, cylindry, rodzaj karykatur maszyn i lokomotyw, zmięszanych w jedno ze spotworniałemi owadami w rodzaju koników polnych, szarańczy i modliszek. Maszyny porosłe włosami. Cylindry stalowe olbrzymie, kręcące się z szaloną szybkością, porosłe w pewnych miejscach niesłychanie delikatnem, rdzawem futerkiem. Maszyny potężnieją i zamieniają się w potwornej wielkości turbiny, które tajemny głos nazywa „motorem centrum świata“. Szybkość obrotu jest wprost niepojęta. Nie rozumiem czemu mimo tej szybkości, widzę wszystko wyraźnie. Chcę żeby „turbina świata” szła wolniej. Pojawiają się hamulczyki, zrobione z tego cudownie delikatnego ryżego futerka i olbrzymie wały stalowe pod wpływem tarcia o nie zwalniają powoli, tak, że mogę dokładnie obserwować ich dziwnie prostą, a przytem potężną maszynerję. Są to „brobdignagi” wymiarów nieomal astronomicznych. Nie mogę zdać sobie sprawy z odległości, z jakiej je oglądam. Pojawia się pejzaż górski, wulkaniczny. Oglądam go jakby z aeroplanu. Kratery zioną czerwonym, nie-świecącym ogniem. Ich brzegi zaczynają się wyginać i wykręcać i nagle widzę, że