to nie są wogóle wulkany i kratery, tylko olbrzymie ryby, sterczące głowami do góry. Są teraz zielone, a ich czerwone paszcze cmokają i mlaskają, a wyłupiaste oczy łypią na wszystkie strony. Wogóle łypiące ze wszystkich stron oczy są zasadniczą cechą peyotlowych wizji, a ich spojrzenia są tak szatańsko spotęgowane, że żadne oczy żadnych ziemskich stworów nie są w stanie, nawet w najwyższem natężeniu najdzikszych pasji, czy napięcia myślowego, dorównać im co do potęgi wyrazu. Cała skala uczuć, od najsubtelniejszych, do najpotworniejszych, ale jakże dziko spotęgowana. Uplastycznienie wyrazu od anielskich twarzy aż do mord przeokropnych, doprowadzone jest do ostatecznych granic możliwości. Peyotlowe oczy zdają się pękać od niewyrażalnego żaru skondensowanych w nich, jak w jakichś piekielnych pigułkach, uczuć i myśli. Przestają one być martwemi gałkami, poza obrotami i wykrętami których — cały wyraz jest przecie tylko w oprawie i jej zmianach — przez odwieczną konwencję, widzimy niby psychiczną rzeczywistość tajemniczej, niezgłębialnej osobowości. To są prawdziwe „zwierciadła duszy” — zwierciadła piekielne, któremi łudzi nas demon peyotlu, wmawiając w nas, że może i w życiu możliwem jest poznanie obcej psychiki, stopienie się z nią w jedność w żarach jakiejś straszliwej miłości, w której naprawdę ciało z duchem stanowi absolutną jedność, choćby za cenę unicestwienia. I dobra jest przytem ta aż dźwięcząca sobą cisza wizji stwarzanych przez azteckiego Boga Światła — cisza spotęgowana niewiaro-
Strona:PL Stanisław Ignacy Witkiewicz-Nikotyna Alkohol Kokaina Peyotl Morfina Eter.djvu/113
Ta strona została uwierzytelniona.